Tak tak dobrze widzicie przygotowałam dla Was kolejną niespodziankę. Kilka dni temu miała miejsce premiera najnowszej książki Katarzyny Zyskowskiej Ignaciak " Upalne lato Kaliny". Pomyślałam , że to dobry moment aby poprosić autorkę o wywiad w końcu zawsze jest to jakaś promocja książki . I udało się. Pytania do Pani Kasi wpisujcie w komentarzach pod tym postem . Macie czas do 10 sierpnia do północy. Czytelników anonimowych proszę o podanie adresu e- mail ( będzie potrzebny w razie wywalczenia nagrody). Osoba , która zdaniem pisarki zada najciekawsze pytanie w nagrodę otrzyma zestaw trzech książek jej autorstwa . Jakie ? to niespodzianka. Wiem , że sporo moich czytelniczek ( nie wiem jak jest z panami) lubi książki Pani Kasi. Tak więc dziewczyny i chłopaki . Klawiatury w dłoń i do dzieła. Jest o co walczyć.
wtorek, 30 lipca 2013
Katarzyna Zyskowska Ignaciak odpowie na Wasze pytania.
Tak tak dobrze widzicie przygotowałam dla Was kolejną niespodziankę. Kilka dni temu miała miejsce premiera najnowszej książki Katarzyny Zyskowskiej Ignaciak " Upalne lato Kaliny". Pomyślałam , że to dobry moment aby poprosić autorkę o wywiad w końcu zawsze jest to jakaś promocja książki . I udało się. Pytania do Pani Kasi wpisujcie w komentarzach pod tym postem . Macie czas do 10 sierpnia do północy. Czytelników anonimowych proszę o podanie adresu e- mail ( będzie potrzebny w razie wywalczenia nagrody). Osoba , która zdaniem pisarki zada najciekawsze pytanie w nagrodę otrzyma zestaw trzech książek jej autorstwa . Jakie ? to niespodzianka. Wiem , że sporo moich czytelniczek ( nie wiem jak jest z panami) lubi książki Pani Kasi. Tak więc dziewczyny i chłopaki . Klawiatury w dłoń i do dzieła. Jest o co walczyć.
poniedziałek, 29 lipca 2013
Magdalena Kawka odpowiedziała na Nasze pytania.
"Od 13 lat mieszka w Poznaniu, gdzie, jak sama twierdzi, przywiały ją
przypadkowe wiatry. Z wykształcenia socjolog, ale w tym zawodzie nie
przepracowała ani minuty, była za to kwiaciarką, urzędniczką,
właścicielką agencji reklamowej oraz dziennikarką" Autorka pięciu powieści oraz poradnika . Któż to taki ? Magdalena Kawka Autorka zgodziła się zmierzyć z pytaniami , które zadały jej czytelniczki bloga oraz ja sama. Poniżej prezentuję odpowiedzi jakich udzieliła pisarka. Życzę miłej lektury.
- Crysia.
Ma pani na swoim koncie kilka
powieści. Która z nich jest najbliższa pani sercu i dlaczego?
Ta, jeszcze nie wydana, ale napisana już dość dawno. Nosi
tytuł „W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”. To szczególna książka,
słabo wpisująca się w modne nurty wydawnicze, ale myślę, że przypadnie do gustu
czytelnikom znudzonym schematycznym powielaniem kalek. Opowiada o pewnej
swoistej społeczności, egzystującej za bramą cmentarza… Nie jest to horror,
raczej komedia z elementami groteski. Dużo w niej odniesień kulturowych. Pod
płaszczykiem lekkiej komedyjki starałam się przemycić treści głębsze. Mam
nadzieję, że się udało. Premiera zapowiadana jest na listopad tego roku.
Jak wygląda pani
zwykły dzień?
Od kilku lat zawodowo zajmuję się wyłącznie pisaniem. Oprócz
książek pisuję również artykuły do prasy. Wstaję więc rano, zazwyczaj z jednym
otwartym okiem robię sobie kawę i przez kilkadziesiąt minut usiłuję zmusić się
do pracy. Mam to szczęście, że synka do szkoły odwozi mąż, dlatego oszczędzone
jest mi (Bogu niech będą dzięki!) oglądanie bladych świtów. Jestem nocnym
markiem, lubię pisać w nocy, więc przed ósmą rano zazwyczaj nie działam, jak
należy. J
Zwłaszcza, że przez pół nocy odbywa się w naszej sypialni koci exodus. Koty nie
mogą się zdecydować: ej, chłopaki, wchodzimy czy wychodzimy? A ja co chwilę
otwieram im drzwi. Jeśli tego nie zrobię, ustawiają się po którejś stronie i
zaczynają zawodzić, tak nieszczęśliwe, jakby je ze skóry obdzierano. A drzwi
muszę zamykać, bo kota w sypialni jeszcze przeżyję, gorzej z psem, który przy
okazji również się ładuje, potwornie obrażony. Ciężkie jest życie
niekonsekwentnych i słabych charakterologicznie miłośników zwierząt. Czasami
nasz dom przypomina cyrk.
Czy zdradzi pani swoje plany wydawnicze na najbliższy
rok?
Jak już mówiłam, w listopadzie ukaże się książka „W zakątku
cmentarza, czyli koniec wieczności”. I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten rok.
Obecnie pracuję nad powieścią, której akcja toczy się we Lwowie w przededniu
drugiej wojny światowej. Bohaterkami są młode dziewczyny, tuż przed maturą,
którym w trzydziestym dziewiątym roku zawali się cały świat. Zależało mi, żeby
pokazać, jak bardzo ówczesna młodzież podobna była do dzisiejszej; że mieli
takie same marzenia, ambicje, plany i jak w jednej sekundzie wszystko to
obróciło się w pył. Drugim bohaterem jest Lwów, miasto Semper Fidelis, przed
wojną tak nowoczesne i przebojowe, że trudno w to dziś uwierzyć. Porównywane do
Wiednia i Paryża, skupiające „śmietankę” polskiego życia towarzyskiego,
naukowego i intelektualnego. Książka będzie nosiła tytuł „Pora westchnień. Pora
burz”. Myślę, że po tej krótkiej rekomendacji łatwo tytuł rozszyfrować.
- anetapzn.
Czy w którejś z
bohaterek Pani książek jest coś z Magdaleny Kawki?
Hmm… Pewnie w każdej. Ale też każda ma cechy, których ja nie
posiadam. Paradoksalnie, łatwiej się pisze o emocjach, których się nie
doświadczyło. Wtedy trzeba włączyć wyobraźnię, a wyłączyć własne uczucia. Być
może brzmi to trochę dziwnie, ale kiedy wyłączy się własne emocje – łatwiej uruchomić
rozum, a to bardzo pomaga przy pisaniu. Natchnienie bywa przereklamowane: gdy
się coś napisze, zanim pomyśli, to często się człowiek ociera się o grafomanię J
Na jakimś etapie najbliższa mi była bohaterka „Sztuki latania” – Zośka. Tak jak
ona, długo się w życiu miotałam. Niepewna własnych wyborów, szukająca igły w
stogu siana. To był męczący okres. Na szczęście mam go za sobą.
Jak kociara kociarę zapytam - które z Pani futer
najlepiej Panią manipuluje? A może koty tworzą w tym zakresie zgrany zespół?
Muszę się pilnować, bo o kotach mogłabym w nieskończoność .
Wszystkie manipulują, z tym że każdy używa innych metod. Znam je na pamięć, ale
też jest to jedyna manipulacja jakiej bez protestu się poddaję. Peggy zrzędzi i
płacze. Robi oczy, jak kot ze Shreka i dostaje wszystko, czego chce. Gucio jest
kotem dominującym, choć w rzeczywistości jest kotką, o czy dowiedzieliśmy się,
gdy pewnego dnia powiększyła się nam rodzina. Pinki gryzie mnie po nogach, gdy
nie może doprosić się uwagi i gdy zbyt szybko się poruszam, co ją niezmiernie
irytuje. Franciszka jest chuda jak patyk i namiętnie przynosi mi pod łóżko
wielkie, ohydne żaby. Może myśli, że ja to jadam? Za to kot zwany Henrykiem
jest stary, wyrozumiały i nie zadaje się z babami. Kocha nas bardzo, na dowód
tego przytargał kiedyś z pola zająca. Większego od niego samego. Schował za
pralką, a kiedy nikt się nie zainteresował – wtaszczył go do kuchni. Nawet nie
chcemy myśleć, co będzie następne… Dodam tylko, że mieszkamy przy lesie…
- Anne 18.
Będąc małą dziewczynką/ nastolatką marzyła Pani o tym
by zostać pisarką ?
Nie, bardziej od pisania zawsze lubiłam czytanie. Wolałam
zostać sławną aktorką, nauczycielką, ewentualnie archeologiem albo strażakiem.
Szeroki miałam wachlarz zainteresowań. Zawód pisarki jakoś mi nie zaświtał.
Czy jako uczennica
lubiła Pani pisać wypracowania , opowiada lub wiersze, czytać lektury?
Nie lubiłam, ale pisałam. Z tym
że tylko zadane. Przez jakiś czas prowadziłam pamiętnik. Mam go do dziś i za
każdym razem jak tylko sobie o tym przypomnę, to mam zamiar go spalić. Byłam
beznadziejnie naiwną i egzaltowaną nastolatką. Wiersze również pisałam, ale
zadziwiającym zbiegiem okoliczności zawsze były podobne do twórczości poetów,
którymi aktualnie się fascynowałam J Raz były w stylu Baczyńskiego, a raz, wypisz
wymaluj Apollinaire… Za to bardzo lubiłam czytać. Nie miało dla mnie większego
znaczenia – lektura czy nie. Zazwyczaj i tak byłam z lekturami do przodu, choć
nie miałam pojęcia, że to, co aktualnie czytam będzie lekturą za jakiś czas. Po
prostu systematycznie pochłaniałam wszystko, co było w biblioteczce rodziców i
dziadków oraz w bibliotece miejskiej. Uwielbiałam jej klimat: mieściła się w
starym zamku. Na ścianach wisiały kandelabry, stare obrazy, a w rogu straszył
wielki, okopcony kominek.
Proszę w kilku zdaniach opowiedzieć o
swojej twórczości tym , którzy jeszcze jej nie znają.
Nie lubię takich pytań, są trudne. Nie umiem opowiedzieć w
kilku zdaniach o czymś, co zajmuje mi pół roku, czasem rok, bo tyle trwa u mnie
napisanie książki. Staram się, by moje powieści nie były prostackie, w banalny
sposób grające na emocjach. Myślę, że skierowane są do czytelnika, który nie szuka
li tylko rozrywki, łatwych ekscytacji. Lubię otwarte zakończenia, chciałabym,
by po zamknięciu książki historia nadal toczyła się w głowie czytelnika. „Wyspa
z mgły i kamienia” nieco wyłamuje się z tej konwencji. To jedyna moja powieść
zakończona w dość oczywisty sposób, ale na tyle polubiłam główną bohaterkę, że
nie chciałam jej już bardziej życia komplikować J W moim odczuciu
najważniejszy w powieści jest klimat. Sama lubię czytać książki, które
pozwalają mi zapomnieć, że właśnie jestem w Poznaniu, a za chwilę moje dziecko
wróci ze szkoły. Takie, które zabierają mnie w wykreowany świat tak dalece, że
potem ze zdziwieniem patrzę na znajomy stół i na męża, który znienacka stanął w
drzwiach i pyta ze zdziwieniem: „A co ty masz takie nieobecne spojrzenie?”
Historia odgrywa rolę drugorzędną.
Jest Pani
absolwentką wydziału socjologii na UAM w Poznaniu . Czy pisząc w jakiś
sposób wykorzystuje Pani wiedzę zdobytą na studiach ?
Wykorzystuję
wiedzę, którą zdobyłam w życiu. Studia, to był fajny okres, ale wcale nie
jestem pewna, czy to właśnie wtedy najbardziej się rozwijałam. Mieliśmy
ciekawsze zajęcia J Oczywiście, że studia
uporządkowały mi pewne informacje, rozjaśniły horyzonty, ale czy się przydają
do pisania? Bywają przydatne, bo w razie potrzeby wiem, gdzie szukać
informacji, wiem, który socjolog specjalizował się w zagadnieniu, które akurat
jest mi potrzebne.
Jakiego rodzaju książki czyta Pani
na co dzień i dlaczego akurat takie?
Prościej będzie powiedzieć, jakich
książek nie lubię. W przewidywalny sposób grających na emocjach, obrażających
moją inteligencję i na dodatek beznadziejnie napisanych. Poza tym lubię czytać
wszystko. Gatunek nie ma znaczenia. Przyznaję, że większe szanse ma u mnie
klasyka. Lubię wracać do książek, w zależności od nastroju sięgać po te same
pozycje kilka razy. Ale lubię też powieści akcji, lubię Kinga i jego pokrętne,
ale wciągające psychologizowanie, daję się porwać współczesnym kryminałom (choć
prozy skandynawskiej mam obecnie przesyt). Lubię pamiętniki i biografie.
Ostatnio jestem pod wrażeniem książki Michaela Bar-Zohara i Nissima Mishala
„Mossad, najważniejsze misje izraelskich tajnych służb”. Początkowo podczytywałam
od niechcenia, podbierając ją mojemu mężowi, który nie przepada za
beletrystyką, a potem, ku własnemu zaskoczeniu, wpadłam z kretesem .
Czy jest jakiś gatunek literacki ,
którego Pani nie znosi ?
W zasadzie nie. Jeśli książka jest
dobrze napisana, jest w stanie mnie wciągnąć. Może nie darzę szczególną atencją
współczesnych romansów, których głównym tematem jest współczesny romans i nic
więcej. Pewnie zniosłabym nawet wampiry, gdyby nie były tak banalnie
przewidywalne. Swego czasu Bram Stoker wywarł na mnie wielkie wrażenie. No, ale
on był prekursorem, po nim to już kulturowe kalki. Lubię ciekawy kontekst, historyczne dekoracje
i owo nieuchwytne „coś”, co sprawia, że w nadprodukcji podobnych pozycji ta
jedna zapada w serce.
A taki w którym sama chciałaby się
Pani sprawdzić ?
Powieść obyczajowa z elementami
sensacji bądź kryminału chyba najbardziej mi odpowiada. Nie lubię w ten sposób
definiować swojego pisarstwa. Wystarczająco dociekliwi bywają w tej materii
wydawcy, który nie lubią mieszania stylów, bo trudno wtedy określić gatunek
powieści jednym, łatwym słowem: kryminał, obyczaj, horror. A tym samym trudno
zdefiniować potencjalnego odbiorcę. Ja nie lubię takiego formatowania. Najpierw
rodzi się historia; dojrzewa do wyklucia, a dopiero potem mogę myśleć czy
wyszedł kryminał z elementami obyczaju, czy odwrotnie.
Jak wygląda Pani miejsce pracy (
pracy nad książką oczywiście)?
Latem piszę na tarasie. Chłodno i w
cieniu. Trochę większego skupienia to wymaga, jednakże. A to ptaszek przeleci,
a to akurat kwitną oleandry i odciągają myśli w beztroskie, leniwe rejony. Wolę
pisać jesienią i zimą. Zawieja za oknem, a ja sobie błądzę po bezdrożach Krety
i wdycham zapach ziół.
Czy myślała Pani kiedyś o tym aby napisać
z kimś powieść? Jeśli tak to kto by to był?
Nie. Pisanie
to dla mnie czynność intymna. Moja i tylko moja. Ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Nie wydaje mi się, żebym mogła w tym zakresie tak ściśle z kimś
współpracować. Napisałam kiedyś jedną rzecz jako tzw. ghost rider i wyjmując
stronę finansową – było to nieprzyjemne doświadczenia. Osoba zamawiająca miała
określone wymogi dot. stylu, języka i treści, co oczywiste w takich
przedsięwzięciach, ale dla mnie dość niekomfortowe. Jestem niepoprawną, skrajną
indywidualistką.
Czy Pani zdaniem istnieje możliwość
aby powstała książka, która spodoba się wszystkim nawet najbardziej wybrednym
czytelnikom ?
Tu nie chodzi o wybredność. Jak może
istnieć cokolwiek, w jakiejkolwiek dziedzinie, co się wszystkim podoba? Owo
dążenie do unifikacji, przerażającego ujednolicenia dotyka także literaturę. To
wydawca próbuje trafić z powieścią do
Masowego czytelnika, ale pisarz szuka czytelnika Swojego. Takiego z podobną
wrażliwością, który zrozumie i poczuje świat, jaki powstał na kartkach książki.
Niemożliwe jest i nawet niepożądane, żeby podobnie odbierał go każdy. I to
dobrze, i tak ma być. Oczywiście, że w jakiś sposób dotyka mnie każda krytyka,
ale jeśli jednocześnie książka wzbudzi zachwyt kogoś innego, to znaczy, że
osiągnęłam cel: napisałam historię, w której ktoś mógł się przejrzeć. Moje
książki nie są dla wszystkich. Ściślej rzecz ujmując: nie ma książek dla
wszystkich.
Ile czasu
dziennie poświęca Pani na pisanie?
Nie ma
reguły. Czasem kilka godzin, a czasem nawet nie otwieram komputera. Historia i
tak cały czas dojrzewa w głowie. Chodzę z nią, śpię, karmię psa, prowadzę
samochód. Pewnego razu tak bardzo odpłynęłam, że wsiadłam do samochodu na
miejsce pasażera. Zdziwiona, że nie jedziemy, uświadomiłam sobie, że to ja mam
być kierowcą.
Jaki etap
tworzenia książki jest dla Pani najtrudniejszy ?
Gdy zbyt długo
pracuję nad jedną powieścią zaczynam być znużona. Bohaterami, historią. Zdarza
się, że wtedy trzeba odłożyć pisanie na miesiąc, dwa. Poczekać aż się zatęskni.
Wtedy można siadać do roboty ze świeżym zapałem.
Kto jest
pierwszym czytelnikiem/ recenzentem Pani
powieści ?
Pewnie nie
będę oryginalna: mój mąż. Choć muszę przyznać, że nie lubię pokazywać jej
nikomu w trakcie pisania. Nie wyobrażam sobie wystawiania na widok publiczny
niedopracowanego i nieskończonego dzieła, tylko po to, żeby np. ogłosić na
blogu konkurs na imię dla bohaterki, albo jej zawód. Szanuję czytelnika i chcę
dać mu gotowy produkt.
Skąd pomysł na napisanie poradnika
dla rodziców „ Przygody Kosmatka kilkulatka”?
Przez jakiś czas pisałam artykuły do magazynów dla rodziców
o tematyce wychowawczej. To było ciekawe doświadczenie, ale na dłuższą metę
dość nużące. Z każdym numerem dusiłam się coraz bardziej. Schemat i reguły w
jakich osadzone są artykuły w tego rodzaju prasie jest bardzo ściśle określony
i autor nie może sobie pozwolić na wiele, a już na pewno nie na przemycanie
treści niepopularnych, kontrowersyjnych albo niewspółgrających z linią
programową wydawnictwa. Gazety lansowały stereotyp mamy szczęśliwej,
zachwyconej każdą kupą dziecka i nawet jeśli czasami zmęczonej czy
przeżywającej właśnie baby blues, to jednak spełnionej. Trudno było mi
pogodzić się z tym, że o wszystkim trzeba pisać w przesłodzony sposób, mile
widziane były zdrobnienia, ton lekko protekcjonalny. Jakby kobieta w chwili
zostania matką traciła rozum i wymagała specjalnych środków wyrazu. Korzystając
z doświadczenia jakie zdobyłam podczas tej dziennikarskiej przygody napisałam
poradnik dla rodziców, którzy nie zawsze są zachwyceni własnym dzieckiem, i dla
mam, które pomimo piastowania uświęconej przez społeczeństwo roli matki w
dalszym ciągu mają ochotę na wyuzdany seks (nawet jeśli muszą zostawić dziecko
z opiekunką). A także dla takich kobiet, które świetnie spełniają się w roli
matki i mają w nosie wcześniejszą, rewelacyjnie zapowiadającą się karierę
(nawet jeśli dawni koledzy z pracy z politowaniem kręcą głowami i mówią, że w
życiu liczy się coś więcej niż tylko pieluchy i soczki). Kiedy go napisałam,
poczułam, że mój świat wrócił na właściwe tory. Można powiedzieć, że była to
swego rodzaju autoterapia - sama miałam wtedy małe dziecko.
Czy Julia , Anna i Ewa bohaterki książki „ Wyspa z mgły i
kamienia" mają swoje odpowiedniki w
rzeczywistości ? Kto lub co zainspirowało Panią do ich stworzenia?
Nie, to bohaterki mojej wyobraźni. Powstały z obserwacji,
podglądania, przysłuchiwania się rozmowom. To kobiety mijane na ulicy,
spotykane na imprezach, na wywiadówkach, w kinie. Mają cechy każdej z nas:
współczesnych kobiet, zbyt mocno uwikłanych w rzeczywistość. Czasem skrzeczącą .
Jak należy interpretować
okładkę najnowszej powieści Magdaleny Kawki ?
No cóż, tak właściwie jest to efekt
interpretacji wydawcy .Niewielki miałam wpływ na jej tworzenie.
Została Pani laureatką nagrody
głównej pierwszej edycji konkursu „ Piórem i pazurem” ? Co poza radością i satysfakcją dało to wyróżnienie?
Sam konkurs jest bardzo fajnym
przedsięwzięciem grupy cudownie zwariowanych pisarek Jest to młody festiwal literacki, w tym roku odbędzie
się dopiero drugi raz, więc i jego zasięg, póki co, niewielki. Znając jednak
zapał i przedsiębiorczość organizatorek jestem pewna, że będzie zataczał coraz
szersze kręgi. Dzięki nagrodzie miałam okazję spotkać się z czytelnikami, co
dało mi wielką satysfakcję. W jakimś sensie przyczynił się również do tego, że
w listopadzie stanie na półkach księgarskich pozycja „W zakątku cmentarza,
czyli koniec wieczności”.
Czy jest takie miejsce w Polsce lub
na świecie do , którego chętnie i często Pani powraca ?
Falasarna. Mała, kreteńska wioska,
której poświęciłam książkę „Wyspa z mgły i kamienia”. Tak naprawdę, to ona jest
główną bohaterką. Pierwszy raz w życiu napisałam książkę przede wszystkim dla
siebie, oczywiście z nadzieją, że czytelnik zechce razem ze mną zanurzyć się w
opowieści. Wracam tam, ilekroć mogę. Opowieść o grupie bogaczy, którzy
postanawiają zachować ten nietknięty jeszcze raj jest, rzecz jasna, wyssana z
palca, ale być może stanowi projekcję moich marzeń, że tak się kiedyś stanie J Czasem już nie wiem, która Falasarna jest prawdziwa:
ta na mapie, czy w mojej głowie. Ostatnio, gdy tam byłam zrobiło mi się żal, że
nie spotkam Giorgosa, że na półwyspie Rodopos nie ma żadnego domu, a Manoulamou
jest czymś zupełnie innym…
To właśnie miejsce o, którym mówi pisarka.
Jaką cechę
charakteru swoją lub nie ceni Pani najbardziej i dlaczego?
Najbardziej
cenię wytrwałość i systematyczność, ponieważ cierpię na ich permanentny
deficyt, co bardzo utrudnia zawód pisarza .
Mam nadzieję , że dzięki temu wywiadowi poznaliście autorkę trochę bliżej.
Na koniec dziękuję moim czytelniczkom za ciekawe pytania a Pani Magdalenie za bardzo interesujące i wyczerpujące odpowiedzi.
piątek, 26 lipca 2013
122. Magdalena Kawka Wyspa z mgły i kamienia.
„ Opoka skała, matka, na której opiera się istnienie rodziny, a która w głębi duszy
chciałaby być wiatrem, co przyleci znad gór”.
Zamieszczony powyżej cytat może wydać się wam trochę
poetycki, niemniej jednak słowa te idealnie nadają się do tego, aby opisać
sytuację życiową głównej bohaterki najnowszej książki polskiej
powieściopisarki Magdaleny Kawki. Julia, bo tak ma na imię pierwszoplanowa
postać, jest pięćdziesięcioczteroletnią kobietą, która praktycznie całe swoje
życie poświęciła rodzinie i pracy. Wychowała dwie córki Annę oraz Ewę. Do tego
pracowała w swoim wyuczonym zawodzie anestezjologa. Zawsze była altruistką, troszczyła
się nie,
o siebie, lecz o innych. Dbała, aby jej córkom niczego nie brakowało, bała się, aby podczas jej dyżuru w szpitalu nikt nie ucierpiał. Każdego dnia robiła to co do niej należało. Była solidna, a przez to uzyskała szacunek i uznanie kolegów po fachu. Gdy już była pewna, że znalazła kolejnego księcia z bajki, jej ukochany postanowił odejść. Starsza kobieta nie miała wsparcia w dzieciach, które tak kochała. Córki zamiast powiedzieć choć kilka ciepłych słów, szczerze cieszyły się z kolejnej życiowej porażki matki. Po tym wydarzeniu lekarka zrozumiała, jak absurdalnie wyglądało jej dotychczasowe życie. Setki zadań do wykonania, nieustanne obawy o zdrowie pacjentów, opieka nad wnukami. Te wszystkie sprawy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że kobieta nie miała nawet chwili na to, aby pomyśleć o sobie samej. W gąszczu problemów, obowiązków i zajęć zgubiła to, co jest w życiu naprawdę ważne czyli poczucie własnej wartości jak również prywatność. Nadszedł dzień, kiedy w końcu postanowiła dokonać radykalnych zmian. Zakomunikowała najbliższym, iż sprzedaje kamienicę, która była jej własnością, a pieniądze jakie uzyska postanowiła przeznaczyć na zakup domu
w jakimś miejscu, które od dawna chciała odwiedzić. Głęboko wierzyła w to, iż jeden magiczny zakątek sprawi, że wszystkie troski znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
o siebie, lecz o innych. Dbała, aby jej córkom niczego nie brakowało, bała się, aby podczas jej dyżuru w szpitalu nikt nie ucierpiał. Każdego dnia robiła to co do niej należało. Była solidna, a przez to uzyskała szacunek i uznanie kolegów po fachu. Gdy już była pewna, że znalazła kolejnego księcia z bajki, jej ukochany postanowił odejść. Starsza kobieta nie miała wsparcia w dzieciach, które tak kochała. Córki zamiast powiedzieć choć kilka ciepłych słów, szczerze cieszyły się z kolejnej życiowej porażki matki. Po tym wydarzeniu lekarka zrozumiała, jak absurdalnie wyglądało jej dotychczasowe życie. Setki zadań do wykonania, nieustanne obawy o zdrowie pacjentów, opieka nad wnukami. Te wszystkie sprawy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że kobieta nie miała nawet chwili na to, aby pomyśleć o sobie samej. W gąszczu problemów, obowiązków i zajęć zgubiła to, co jest w życiu naprawdę ważne czyli poczucie własnej wartości jak również prywatność. Nadszedł dzień, kiedy w końcu postanowiła dokonać radykalnych zmian. Zakomunikowała najbliższym, iż sprzedaje kamienicę, która była jej własnością, a pieniądze jakie uzyska postanowiła przeznaczyć na zakup domu
w jakimś miejscu, które od dawna chciała odwiedzić. Głęboko wierzyła w to, iż jeden magiczny zakątek sprawi, że wszystkie troski znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Kobieta
bardzo szybko podjęła decyzję dokąd i kiedy chce wyjechać. Wybór padł na Kretę.
Grecka wyspa, którą niegdyś władał Minos wydała jej się miejscem idealnym.
Masa interesujących miejsc, które warto zobaczyć, ciepły klimat, dobra
cena i lokalizacja domku. Właśnie to definitywnie przekonało Julię
do przeprowadzki. Rodzina bohaterki oczywiście nie była zadowolona z jej
szalonego pomysłu. Niektórzy z jej bliskich woleli nic nie mówić,
aby ta nie poczuła się urażona. Niemniej jednak "ukochane
córeczki" a zwłaszcza Anna nie miały zamiaru przepuścić okazji i robiły
wszystko, aby rozstać się z matką w gniewie.
Gdy
starsza pani po raz pierwszy przyjechała na mityczną wyspę, choć biegle
mówiła po angielsku oraz hiszpańsku, nie potrafiła znaleźć wspólnego języka
z nowymi sąsiadami. Początkowo wszyscy traktowali ją
jak nieproszonego gościa, intruza, który może im zagrozić.
Główna postać utworu szybko przekonała się, że życie na archipelagu wcale nie
będzie tak urokliwe jak myślała. Na horyzoncie zaczynali pojawiać się
kolejni znajomi, nie wszyscy byli do naszej bohaterki pozytywnie
nastawieni. Julia dowiedziała się, że będzie miała współlokatora, który
nie rozumie ani słowa w żadnym języku poza ojczystym. Jednakże
sąsiedzi obiecali, że niespodziewany domownik nie będzie wchodził jej
w drogę. Tego, kim są pozostałe osoby występujące w powieści
czyli Martin, Goran, Lotta czy Emma, dowiecie się już z powieści.
Jedyne co mogę zdradzić to fakt, że jest to interesująca grupa postaci, która
łatwo nie odpuszcza. Czy emerytka, która osiedliła się w małej
greckiej miejscowości Falasarna rzeczywiście odnajdzie wewnętrzny
spokój oraz to, co przez ludzi określane jest jako prawdziwe szczęście?
Odpowiedź na to pytanie uzyskacie przewracając kolejnej karty „Wyspy z mgły i
kamienia”.
Książki,
którą dzisiaj Wam przedstawiam nie miałam w swoich czytelniczych planach.
Magdalena Kawka była pisarką zupełnie mi nie znaną. Do sięgnięcia po
powyższy tytuł zachęcił mnie jego opis, który znalazłam na okładce. Poza tym
książka, której akcja toczy się na znanej greckiej wyspie,
zdawała mi się być doskonałą lekturą na ciepłe letnie dni. Czy moje
wstępne przemyślenia były trafne? Jakie są plusy i minusy najnowszego
dzieła Pani Kawki? Spokojnie, zaraz się tego dowiecie. Niech pomyślę, od
czego by tu zacząć? Na pierwszy ogień idą mocne strony powieści. Na
pewno mogę zaliczyć do nich zarówno bohaterów, jak i sam pomysł na
fabułę. Postacie są ciekawie nakreślone, mogą nawet napisać, że stanowią
monolit, grupę, która ma coś wspólnie zrobić. Akcja toczy się dość
szybko, jest całkiem dobra intryga a nawet nawiązania do II wojny światowej.
Jednakże po przeczytaniu krótkiego streszczenia wydawcy, a zwłaszcza jego
ostatnich zdań, które zapowiadają pewne niebezpieczeństwo miałam nadzieję,
że nie będzie to tylko i wyłącznie powieść obyczajowa. Nastawiłam się na więcej
wzruszeń (zwłaszcza na końcu książki) i zaskoczeń. Nie dostałam żadnej z
dwóch rzeczy jakie wymieniłam a szkoda, bo brak jakiegoś napięcia emocjonalnego
w moim odczuciu zaniża ocenę końcową powieści. Czy polecam Wam tę pozycję
literacką? Powiem w ten sposób, to jak i czy w ogóle Wam się ona spodoba
zależy od tego, czego od niej oczekujecie. Jeśli chcecie przeczytać powieść obyczajowo
kryminalną, ale taką, w której to ten drugi wątek jest ważniejszy możecie się
mocno rozczarować. Jednak w sytuacji, gdy szukacie lekkiego wakacyjnego
"czytadła" umilającego czas, to myślę, że ta książka będzie dobrym wyborem.
Źródło cytatu :
[1] Magdalena
Kawka , Wyspa z mgły i kamienia
Wydawnictwo MG, Łódź 2013 ,Str. 252 .
- Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - sierpień literatura polska( pierwsze spotkanie z autorem, którego wcześniej nie czytaliśmy).
- Polacy nie gęsi - czytajmy polską literaturę .
czwartek, 25 lipca 2013
[Dyskusja] Ozdobniki przy recenzji i nie tylko.
Witam Was bardzo serdecznie. Dzisiaj kolejna dyskusja. Jej temat póki co zapewne brzmi nieco tajemniczo. Już wyjaśniam o czym będziemy rozmawiać. Ostatnio na blogach zauważyłam sporo postów informujących o zmianie szablonu czy wyglądu strony. Wpisy te zainspirowały mnie do stworzenia dzisiejszej notki. Będzie ona podzielona na trzy części ( tak tak sporo czytania, jednak mam nadzieję , że dotrwacie do końca. Będę mieć do Was kilka pytań). Zatem przejdźmy do sedna.
Część I. Ozdobniki przy recenzji .
Mam tutaj na myśli zarówno informacje wstępne typu podane oryginalnego tytułu i oraz imienia i nazwiska tłumacza czy liczby stron , miejsca i daty wydania oraz nazwy wydawnictwa i miejsca gdzie można daną książkę kupić. Co ewentualnie do tej listy dodać, co z niej skreślić ? Czy takie informacje są przydatne ? Dla przykładu podaje jedną książkę.
- Tytuł oryginalny:
- Tłumaczenie:
- Wydawnictwo:
- Rok wydania:
- Oprawa:
- Liczba stron:
- ISBN:
- Kupisz:
Druga sprawa to dodawanie kilku różnych okładek recenzowanej powieści. Mnie osobiście ten pomysł się podoba zastanawiałam się nawet nad jego wprowadzeniem ale, nie jestem pewna czy warto. Kolejna kwestia dodawanie pozostałych linków do miejsc w, których pojawiła się nasza recenzja. Ja osobiście każdy swój tekst drukuję i wkładam do specjalnej teczki. Może kiedyś to się przyda jako dodatek do CV. Mam już dwie zapełnione ,ale nie w tym rzecz. Chodzi mi o to , że wtedy zawsze pod tekstem umieszczam informację, gdzie jeszcze opublikowałam swoją opinię. Wygląda to mniej więcej tak :
Recenzja poza blogiem opublikowana
również na :
- Portalu „ Lubimy czytać” : http://lubimyczytac.pl/ksiazka/158505/ucieka-tylko-jedzenie/opinia/11091443#opinia11091443
- Blogu na portalu „Kotek.pl”: http://www.kotek.pl/bloxlite/0,110557,8294075.html?blogName=recenzjematurzystki1992&year=2013&month=07&title=peter_allison_ucieka_tylko_jedzenie_&counter=1
- Stronie internetowej księgarni Matras : https://www.matras.pl/review/customer/view/id/14735
II. Tytuł recenzji :
Trzecia sprawa to nagłówek zachęcający czytelnika do kliknięcia w dany link. Ostatnio na blogu:
obejrzałam ciekawy wywiad. Darek autor strony o, której piszę miał okazję rozmawiać z jedną z osób współtworzących portal Onet pl. Podczas tej rozmowy blogger zapytał między innymi o to jak przyciągnąć uwagę odbiorcy.
Trzecia sprawa to nagłówek zachęcający czytelnika do kliknięcia w dany link. Ostatnio na blogu:
obejrzałam ciekawy wywiad. Darek autor strony o, której piszę miał okazję rozmawiać z jedną z osób współtworzących portal Onet pl. Podczas tej rozmowy blogger zapytał między innymi o to jak przyciągnąć uwagę odbiorcy.
Pisząc zawsze mam przygotowane 3 warianty tytułu. Przykład:
1). 120. Diane Chamberlain Szansa na życie.
2) .Diane Chamberlain Szansa na życie.
3). Miłość matki nie zna granic.
Póki co za każdym razem wybieram opcję pierwszą i nie wiem czy to dobrze czy źle . Może powinnam wymyślić jakiś własny tytuł? Nie lubię za bardzo kombinacji z czcionką dlatego piszę prawie tylko tą podstawową czyli Times New Roman.Wyjątkiem są cytaty i informacje wstępne. Tam używam czcionki Arial.
III. Etykiety i różnego rodzaju loga pod tekstem.
III. Etykiety i różnego rodzaju loga pod tekstem.
Ostatnia rzecz o jakiej napiszę to etykiety i loga wyzwań czytelniczych. Te pierwsze moim zdaniem są bardzo pomocne. Dzięki nim na blogu panuje porządek, czytelnik po raz pierwszy trafiający do mnie/ do innego bloggera łatwo zorientuje się czy dana strona go ciekawi czy też nie. Loga to fajna sprawa sama je publikuję pod recenzją .
Podoba się Wam mój pomysł z cytatami , które wstawiam na początku niektórych recenzji i kolejnych akapitów tekstu ? Co sądzicie o estetyce moich recenzji? Wiem, że czasem robię błędy interpunkcyjne lub powtarzam wyrazy. Walczę z tym, uwierzcie mi to nie jest łatwe, ale nikt nie mówił, że takie będzie. Naprawdę niesamowicie się staram ! Czasem nawet po kilka razy edytuję tekst, gdy zauważę nawet najmniejszy błąd. Jestem wobec siebie wymagająca dlatego w sytuacji kiedy coś mi nie pasuje siedzę i myślę nad tym do skutku. Zmieniam i usuwam zbędne zdania. Kiedyś tam jestem w miarę zadowolona. Nie raz, nie dwa po wydrukowaniu i przeczytaniu tekstu na spokojnie myślę, że mogłam coś sformułować inaczej. Staram się poprawić to w kolejnej recenzji.
Powinnam wprowadzić któryś z dodatków? Może wszystko ma zostać tak jak jest ?
Powinnam wprowadzić któryś z dodatków? Może wszystko ma zostać tak jak jest ?
Napiszcie jakie jest Wasze zdanie na temat tych wszystkich bajerów.
Każda wskazówka jest dla mnie cenna.Dyskutujcie między sobą. a ja na pewno odpowiem na wszystkie komentarze. Zapraszam do wyrażania swojego zdania.
Ps Monika, dziękuję za tę świetną propozycję Bardzo mi to pomoże. Ty wiesz o co chodzi.
Ps Monika, dziękuję za tę świetną propozycję Bardzo mi to pomoże. Ty wiesz o co chodzi.
wtorek, 23 lipca 2013
Kolejny wywiad na horyzoncie.
Witam Was serdecznie w ten słoneczny ( przynajmniej u mnie ) wtorek. Zauważyłam , że ostatni wywiad , który przeprowadziłam z Cathy Glass bardzo Wam się podobał. Dlatego też postanowiłam , że tym razem poproszę o odpowiedź na kilka pytań , którąś z polskich autorek. Wybrałam Panią Magdalenę Kawkę autorkę między innymi książki " Wyspa z mgły i kamienia" . Powieść ta niedawno ukazała się na naszym rynku dzięki Wydawnictwu MG. Tym razem jednak moi mili pytania będą przede wszystkim Waszego autorstwa. Ja oczywiście też swoje zadam ( na końcu wywiadu), ale to Wasze propozycje będą podstawą tej rozmowy. Swoje pytania zostawiajcie w komentarzach pod tym postem do końca tygodnia.Mam nadzieję , że pomysł Wam się spodoba a wywiad będzie interesujący.
poniedziałek, 22 lipca 2013
121. Peter Alison Ucieka tylko jedzenie.
Peter Allison - podróżnik, przewodnik, fotograf, człowiek
z pasją. Jego największą miłością są zwierzęta. Od ponad dwudziestu lat
opowiada turystom o tym, co dzieje się w afrykańskim buszu. Ponadto udziela się
charytatywnie wspierając młodzież, która stara się dbać o
środowisko. Swoją przygodę z podróżami autor rozpoczął dość spontanicznie
w wieku dziewiętnastu lat. Wtedy to, urodzony i wychowany w Sydney nastolatek
zamiast kontynuować naukę, postanowił wybrać się do Afryki. Wyruszając
na tak odległy kontynent nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce pokocha "Czarny
Ląd" tak samo mocno, jak swój rodzinny "Kraj
Kangurów". Po przybyciu na miejsce, Peter niemal od razu zaczyna
odkrywać jak piękny jest ten zakątek globu. Zanim podjął pracę przewodnika, musiał
się jeszcze sporo nauczyć. Każdego dnia widział na własne oczy tamtejsze
zwierzaki i ich zwyczaje, poznawał zasady postępowania w sytuacjach
stwarzających zagrożenie. Busz to terytorium, na którym najważniejszym
prawem jest prawo silniejszego. To tam młody obieżyświat i świeżo upieczony
przewodnik stanął oko w oko z dzikim kotem, rozgniewanym tygrysem czy
stadem dorosłych hipopotamów. Dzikie zwierzęta rodziły się i umierały na
jego oczach. Szukały ofiary i chroniły swoje młode. Allison stara się pokazać swoim
czytelnikom, że safari wcale nie jest tak bajkowe i bezpieczne jak mogłoby się
wydawać. Tak naprawdę afrykański busz jest miejscem zamieszkania
dzikich i szalenie groźnych zwierząt oraz ludzi, którzy kochają swoją pracę, a także ciekawych,
ale czasami trochę nieokrzesanych turystów z różnych stron świata. To
zakątek, gdzie cały czas trzeba być uważnym, mieć "oczy dookoła
głowy", bo nigdy nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy.
Ucieka tylko jedzenie to krótka, bo licząca niewiele ponad dwieście sześćdziesiąt stron opowieść. Pamiętnik z podróży pisany dla siebie i przyszłych czytelników. Zbiór kilkunastu historii (można je czytać w dowolnej kolejności), opis przygód i tego, jak wygląda codzienne życie w tak egzotycznym miejscu. Wszyscy, którzy otwierają książkę, najpierw widzą to,
co każdy przewodnik koniecznie
musi ze sobą mieć - mapę terenu.
Potem mimowolnie przewracając kartki, czytając słowo po słowie,
zdanie po zdaniu, odkrywamy kolejne tajemnice, poznajemy historie różnych ludzi.
Autor niejako oprowadza nas po miejscu,
w którym, gdyby nie powieść, wielu
z nas nie miałoby okazji się znaleźć. Swoje interesujące, ale i mrożące
krew w żyłach przygody czy wpadki, opisuje z dystansem (nie
przechwala się ani nie umniejsza swoich zasług) i dużą dawką humoru. Ma
lekkie pióro, tak więc książkę czyta się dość szybko. Język jakim
posługuje się Australijczyk, również nie jest zbyt wyszukany czy
skomplikowany. Pierwszoosobowa narracja, krótkie, ale treściwe rozdziały,
opisy przyrody , które nie nudzą czytelnika i bardzo dobre zdjęcia, to
moim skromnym zdaniem największe atuty powieści. Bardziej wybredny mól
książkowy, który chce nie tylko przeczytać kolejny polecony mu
tytuł , ale też pragnie się czegoś nowego dowiedzieć, również nie
powinien być zawiedziony. W książce znajdziemy bowiem także
nieco dłuższe opowieści na temat egzystencji lwów, lampartów, czy słoni.
Autor przedstawia nam życie wszystkich wymienionych zwierząt jakby
"od kuchni". Pisze o tym, jak
w stresowych sytuacjach reagują hipopotamy, po czym można poznać czy słoń
chce z nas zaatakować lub kogo
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.
Zatem czytając tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.
Zatem czytając tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
to nie tylko wyprawy
w nieznane i dzielenie się swoją wiedzą, ale też wielka odpowiedzialność i
niepewność czy ci, których się oprowadza będą zadowoleni.
Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę. O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę. O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Po zakończeniu lektury pozostaje
spory niedosyt. Przewracam ostatnią kartkę i żalem stwierdzam: „szkoda, że to
już koniec, bo ja chętnie bym jeszcze trochę o tym rejonie się dowiedziała.
Literatura podróżnicza nie
jest moim ulubionym gatunkiem. Jeśli już czytam tego typu pozycje, to zazwyczaj
są to powieści naszych rodzimych autorek takich, jak choćby Martyna
Wojciechowska (swoją drogą program i książka " Kobieta na krańcu świata
" są świetne, polecam). Co więc skłoniło mnie do sięgnięcia po
publikację podróżnika z antypodów? Okładka i dość zagadkowy tytuł
. Te dwa elementy sprawiły, że postanowiłam zapoznać się
z recenzowaną dzisiaj książką.
Czy było warto? Jasne, że tak. Po pierwsze miło spędziłam wolny czas, po drugie
przeczytałam coś innego, niż zazwyczaj i po trzecie najważniejsze, miałam
szansę bez konieczności wychodzenia z domu poznać tajniki życia w
afrykańskim buszu.
Na koniec ostatnie pytania i odpowiedzi. Czy polecam tę książkę czytelnikom mojego bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.
Na koniec ostatnie pytania i odpowiedzi. Czy polecam tę książkę czytelnikom mojego bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Hachette.
Książka czytana w ramach wyzwań:
- 52 książki 2013.
- Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - październik literatura przygodowa/podróżnicza.
piątek, 19 lipca 2013
120.Diane Chamberlain Szansa na życie.
.


Diane Chamberlain - mieszka w Karolinie Północnej. Na
swoim koncie ma aż osiemnaście powieści, za które otrzymała sporo nagród. Poza
pisaniem prowadzi bloga, dzięki niemu ma stały kontakt ze swoimi czytelnikami. W
swoich powieściach nie boi się poruszać tematów tabu, mówić o rzeczach
trudnych, ale ważnych. Wielu jest takich, którzy porównują ją do Jodi
Picoult. Obie panie na co dzień tworzą powieści obyczajowe, obie opowiadają
historie, które powodują, że czytający nieraz musi otrzeć łzę
wzruszenia lub postawić sobie pytanie o to, jak ja bym się zachował/a
w takiej czy innej sytuacji. Jednak czy warsztat literacki obu amerykanek
jest tak samo dobry? Czy Diane i Jodi piszą na tak samo wysokim poziomie? Na te pytania odpowiem później. Najpierw kilka
słów o fabule, bohaterach, atutach i moich własnych odczuciach po zakończeniu
lektury.
"Szansa na życie" to
powieść wielowątkowa, z całą gamą różnorodnych postaci i skrajnie odmiennych charakterów.
Główną bohaterką utworu jest ośmioletnia Sophie. Dziewczynka od trzeciego roku
życia cierpi na niewydolność nerek. Gdyby nie regularne dializy,
mała mogłaby umrzeć w każdej chwili. Jej matka robi wszystko,
aby córeczka pomimo ograniczeń i konieczności zażywania ogromnej ilości
lekarstw mogła żyć normalnie. Kobieta pewnego dnia zapisuje dziewczynkę do
udziału w pewnym eksperymencie. Mała zaczyna przyjmować pewien ziołowy lek
zwany potocznie herbaliną. Po jakimś czasie stan zdrowia dziewczynki
poprawia się. Mama chcąc dać jej choć trochę radości, pomimo protestów
rodziców i byłego męża, zgadza się na to, aby córka spędziła kilka
dni na obozie. Wierzy, że jeśli opiekunowie będą przestrzegać wszystkich
zaleceń lekarza, jej latorośl wróci do domu cała i
zdrowa. Kilka dni później Jainie chce odebrać
córkę i czeka na nią rozmawiając z inną matką. Obie dziewczynki wraz z
opiekunką nie zjawiają się na miejscu o czasie. Początkowo wszyscy myślą,
że opóźnienie spowodowały korki, dodatkowe atrakcje zaproponowane
przez Alison czy też inne nieprzewidziane sytuacje. Gdy wieczorem dzieci nadal
nie wracają z wycieczki, o całej sprawie dowiaduje się miejscowa policja. Ruszają
poszukiwania Sophie i jej przyjaciółki Holly. Rodzice zaginionych zaczynają
zastanawiać się, gdzie są ich pociechy a Jan i Joe coraz bardziej
niepokoją się o zdrowie swojej ciężko chorej córeczki. Tego jaki będzie finał
całej historii, dowiecie się przewracając kolejne strony powieści.
W książce poruszony został istotny problem dotyczący relacji matka - córka. Autorka przedstawia czytelnikom dwie zupełnie odmienne postawy kobiety, jako matki.
W książce poruszony został istotny problem dotyczący relacji matka - córka. Autorka przedstawia czytelnikom dwie zupełnie odmienne postawy kobiety, jako matki.
Janine Donohue jest w
stanie zrobić dla Sophie absolutnie wszystko. Nie zawaha się podjąć poszukiwań
na własną rękę, byleby tylko odnaleźć dziewczynkę żywą. Nie straci nadziei,
nawet gdy inni zrezygnują z walki o życie chorej, nie podda się choć pozostali
nie wierzą w to, że mała się odnajdzie. Matka to ta, która kocha i cierpi
najmocniej. Kobieta wie, gdzieś podświadomie czuje, że jej największy skarb
jednak żyje. Choć szanse są niewielkie, ona nie zamierza skapitulować, dopóki
nie zrobi wszystkiego co w jej mocy, aby znaleźć tę, którą wszyscy uważają za
zmarłą. Zupełnie inaczej zachowuje się Zoe. Kobieta postawiła na
karierę aktorską a opiekę nad córką powierzyła niani, a potem wysłała
ją do szkoły
z internatem.
Postawa Donny matki Jainie też nie jest godna naśladowania. Bohaterka
wprost nie znosiła swojej córki, o wszystko ją obwiniała i traktowała
bardzo chłodno.
Zanim przejdę do omawiania mocnych stron powieści, napiszę kilka słów o pozostałych bohaterach utworu. Jest oczywiście ojciec Sophie, Joe który także mocno przeżywa zniknięcie swojej jedenaczki. Ponadto ciężko mu pogodzić się z tym, że była żona układa sobie życie na nowo. Dopiero teraz dociera do niego, co stracił. Na kartach książki poza rodzicami i dziadkami głównej bohaterki pojawiają się jeszcze dwie inne ważne postacie.
Zanim przejdę do omawiania mocnych stron powieści, napiszę kilka słów o pozostałych bohaterach utworu. Jest oczywiście ojciec Sophie, Joe który także mocno przeżywa zniknięcie swojej jedenaczki. Ponadto ciężko mu pogodzić się z tym, że była żona układa sobie życie na nowo. Dopiero teraz dociera do niego, co stracił. Na kartach książki poza rodzicami i dziadkami głównej bohaterki pojawiają się jeszcze dwie inne ważne postacie.
Są to Paula, przyjaciółka taty
zaginionej dziewczynki. Kobieta, która choć sama wiele przeszła, wspiera
innych najlepiej jak tylko potrafi. Drugą, dużo bardziej tajemniczą osobą,
jest Lucas. Mężczyzna pracuje jako ogrodnik i pomimo swoich obowiązków, bardzo
dużo czasu i uwagi poświęca uroczej ośmiolatce. Takie zachowanie sprawia,
że sąsiedzi oraz pozostali mieszkańcy, w tym Donna i Joe, szybko
zaczynają snuć podejrzenia i twierdzą,
że chłopak jest pedofilem.
Czy to prawda? A
może sympatyczny pracownik nie zrobił nic złego?
Tego kim naprawdę jest Luke już
Wam nie zdradzę.
Dość o bohaterach. Czas wymienić najważniejsze atuty oraz wspomnieć coś na temat słabych punktów powieści. Mocną stroną utworu Chamberlain są z pewnością różnorodni i dość dobrze wykreowani bohaterowie. Mają oni silne charaktery i własne zdanie na każdy temat. Drugi plus należy się autorce za to, jakie tematy zdecydowała się poruszyć. Ciężka choroba, mnóstwo trudnych decyzji, wyrzeczeń małej dziewczynki. Cierpienie, niepewność, skrywane przez lata tajemnice. Te wszystkie kwestie i problemy zostały tutaj przedstawione jedne lepiej, drugie gorzej. Chociaż nie brakowało w tej książce wartkiej akcji, rodzinnych dramatów oraz opisów morderczej walki matki z upływającym czasem, to jednak niektóre pomysły pisarki niezbyt mi się podobały. Mam tu na myśli chociażby pewien sekret Lucasa z przeszłości dotyczący Joe. Kto czytał, wie o czym piszę. Muszę przyznać, że choć powieść czytało się szybko i przyjemnie, to poziomem daleko jej do tego, co oferuje swoim fanom Jodi Picoult. Książka dobra, ale nie rewelacyjna, nie bez wad.
Jest to pierwsza powieść Chamberlain, po którą sięgnęłam. Czy przeczytam kolejne?
Dość o bohaterach. Czas wymienić najważniejsze atuty oraz wspomnieć coś na temat słabych punktów powieści. Mocną stroną utworu Chamberlain są z pewnością różnorodni i dość dobrze wykreowani bohaterowie. Mają oni silne charaktery i własne zdanie na każdy temat. Drugi plus należy się autorce za to, jakie tematy zdecydowała się poruszyć. Ciężka choroba, mnóstwo trudnych decyzji, wyrzeczeń małej dziewczynki. Cierpienie, niepewność, skrywane przez lata tajemnice. Te wszystkie kwestie i problemy zostały tutaj przedstawione jedne lepiej, drugie gorzej. Chociaż nie brakowało w tej książce wartkiej akcji, rodzinnych dramatów oraz opisów morderczej walki matki z upływającym czasem, to jednak niektóre pomysły pisarki niezbyt mi się podobały. Mam tu na myśli chociażby pewien sekret Lucasa z przeszłości dotyczący Joe. Kto czytał, wie o czym piszę. Muszę przyznać, że choć powieść czytało się szybko i przyjemnie, to poziomem daleko jej do tego, co oferuje swoim fanom Jodi Picoult. Książka dobra, ale nie rewelacyjna, nie bez wad.
Jest to pierwsza powieść Chamberlain, po którą sięgnęłam. Czy przeczytam kolejne?
Myślę że tak, bo po pierwsze nie mam w
zwyczaju skreślać autora/ autorki nawet jeśli pierwsze spotkanie z jego/
jej piórem nie było tak udane jak się spodziewałam. Po drugie lubię powieści, w
których pisze się o czymś tak trudnym, jak choroby, czy zaginięcie
dziecka. Autorka stworzyła książkę, która opowiada nam przede
wszystkim o tym, jak ważna jest miłość, odwaga, wiara do samego końca i
mimo wszystko.
Dla kogo jest "Szansa na życie"? Mogłabym napisać, że dla wszystkich. Jednak myślę, że to nie byłaby do końca prawda. Ten utwór chyba najlepiej zrozumieją kobiety, bo to one będą w stanie wczuć się w sytuację i stan psychiczny pierwszoplanowej bohaterki. To one potrafią wyobrazić sobie, co w tak ciężkiej chwili czuje matka, co czuje kobieta, której miłość do dziecka nie zna granic. A i jeszcze jedno przed rozpoczęciem czytania zaopatrzcie się w dużą paczkę chusteczek ; ) Mnóstwo wzruszeń i rozmaitych emocji gwarantowane.
Dla kogo jest "Szansa na życie"? Mogłabym napisać, że dla wszystkich. Jednak myślę, że to nie byłaby do końca prawda. Ten utwór chyba najlepiej zrozumieją kobiety, bo to one będą w stanie wczuć się w sytuację i stan psychiczny pierwszoplanowej bohaterki. To one potrafią wyobrazić sobie, co w tak ciężkiej chwili czuje matka, co czuje kobieta, której miłość do dziecka nie zna granic. A i jeszcze jedno przed rozpoczęciem czytania zaopatrzcie się w dużą paczkę chusteczek ; ) Mnóstwo wzruszeń i rozmaitych emocji gwarantowane.
Książka czytana w ramach wyzwań :
- 52 książki 2013r.
- Wyzwanie Trójka E- pik 2012- Luty powieść obyczajowa.
- Czytajmy powieści obyczajowe .
Subskrybuj:
Posty (Atom)