Peter Allison - podróżnik, przewodnik, fotograf, człowiek
z pasją. Jego największą miłością są zwierzęta. Od ponad dwudziestu lat
opowiada turystom o tym, co dzieje się w afrykańskim buszu. Ponadto udziela się
charytatywnie wspierając młodzież, która stara się dbać o
środowisko. Swoją przygodę z podróżami autor rozpoczął dość spontanicznie
w wieku dziewiętnastu lat. Wtedy to, urodzony i wychowany w Sydney nastolatek
zamiast kontynuować naukę, postanowił wybrać się do Afryki. Wyruszając
na tak odległy kontynent nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce pokocha "Czarny
Ląd" tak samo mocno, jak swój rodzinny "Kraj
Kangurów". Po przybyciu na miejsce, Peter niemal od razu zaczyna
odkrywać jak piękny jest ten zakątek globu. Zanim podjął pracę przewodnika, musiał
się jeszcze sporo nauczyć. Każdego dnia widział na własne oczy tamtejsze
zwierzaki i ich zwyczaje, poznawał zasady postępowania w sytuacjach
stwarzających zagrożenie. Busz to terytorium, na którym najważniejszym
prawem jest prawo silniejszego. To tam młody obieżyświat i świeżo upieczony
przewodnik stanął oko w oko z dzikim kotem, rozgniewanym tygrysem czy
stadem dorosłych hipopotamów. Dzikie zwierzęta rodziły się i umierały na
jego oczach. Szukały ofiary i chroniły swoje młode. Allison stara się pokazać swoim
czytelnikom, że safari wcale nie jest tak bajkowe i bezpieczne jak mogłoby się
wydawać. Tak naprawdę afrykański busz jest miejscem zamieszkania
dzikich i szalenie groźnych zwierząt oraz ludzi, którzy kochają swoją pracę, a także ciekawych,
ale czasami trochę nieokrzesanych turystów z różnych stron świata. To
zakątek, gdzie cały czas trzeba być uważnym, mieć "oczy dookoła
głowy", bo nigdy nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy.
Ucieka tylko jedzenie to krótka, bo licząca niewiele ponad dwieście sześćdziesiąt stron opowieść. Pamiętnik z podróży pisany dla siebie i przyszłych czytelników. Zbiór kilkunastu historii (można je czytać w dowolnej kolejności), opis przygód i tego, jak wygląda codzienne życie w tak egzotycznym miejscu. Wszyscy, którzy otwierają książkę, najpierw widzą to,
co każdy przewodnik koniecznie
musi ze sobą mieć - mapę terenu.
Potem mimowolnie przewracając kartki, czytając słowo po słowie,
zdanie po zdaniu, odkrywamy kolejne tajemnice, poznajemy historie różnych ludzi.
Autor niejako oprowadza nas po miejscu,
w którym, gdyby nie powieść, wielu
z nas nie miałoby okazji się znaleźć. Swoje interesujące, ale i mrożące
krew w żyłach przygody czy wpadki, opisuje z dystansem (nie
przechwala się ani nie umniejsza swoich zasług) i dużą dawką humoru. Ma
lekkie pióro, tak więc książkę czyta się dość szybko. Język jakim
posługuje się Australijczyk, również nie jest zbyt wyszukany czy
skomplikowany. Pierwszoosobowa narracja, krótkie, ale treściwe rozdziały,
opisy przyrody , które nie nudzą czytelnika i bardzo dobre zdjęcia, to
moim skromnym zdaniem największe atuty powieści. Bardziej wybredny mól
książkowy, który chce nie tylko przeczytać kolejny polecony mu
tytuł , ale też pragnie się czegoś nowego dowiedzieć, również nie
powinien być zawiedziony. W książce znajdziemy bowiem także
nieco dłuższe opowieści na temat egzystencji lwów, lampartów, czy słoni.
Autor przedstawia nam życie wszystkich wymienionych zwierząt jakby
"od kuchni". Pisze o tym, jak
w stresowych sytuacjach reagują hipopotamy, po czym można poznać czy słoń
chce z nas zaatakować lub kogo
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.
Zatem czytając tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.
Zatem czytając tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
to nie tylko wyprawy
w nieznane i dzielenie się swoją wiedzą, ale też wielka odpowiedzialność i
niepewność czy ci, których się oprowadza będą zadowoleni.
Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę. O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę. O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Po zakończeniu lektury pozostaje
spory niedosyt. Przewracam ostatnią kartkę i żalem stwierdzam: „szkoda, że to
już koniec, bo ja chętnie bym jeszcze trochę o tym rejonie się dowiedziała.
Literatura podróżnicza nie
jest moim ulubionym gatunkiem. Jeśli już czytam tego typu pozycje, to zazwyczaj
są to powieści naszych rodzimych autorek takich, jak choćby Martyna
Wojciechowska (swoją drogą program i książka " Kobieta na krańcu świata
" są świetne, polecam). Co więc skłoniło mnie do sięgnięcia po
publikację podróżnika z antypodów? Okładka i dość zagadkowy tytuł
. Te dwa elementy sprawiły, że postanowiłam zapoznać się
z recenzowaną dzisiaj książką.
Czy było warto? Jasne, że tak. Po pierwsze miło spędziłam wolny czas, po drugie
przeczytałam coś innego, niż zazwyczaj i po trzecie najważniejsze, miałam
szansę bez konieczności wychodzenia z domu poznać tajniki życia w
afrykańskim buszu.
Na koniec ostatnie pytania i odpowiedzi. Czy polecam tę książkę czytelnikom mojego bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.
Na koniec ostatnie pytania i odpowiedzi. Czy polecam tę książkę czytelnikom mojego bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Hachette.
Książka czytana w ramach wyzwań:
- 52 książki 2013.
- Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - październik literatura przygodowa/podróżnicza.
Czytam mało przewodników i tego typu książek, nie jestem pewien, czy akurat wybiorę tą. może jakąś Martyny Wojciechowskiej czy Beaty Pawlikowskiej, a może tą, zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz takie książki bardzo lubię, a więc pomimo tych kilku minusów przeczytam ją
OdpowiedzUsuńTą książkę przeczytałam i byłam zachwycona :) Uwielbiam podróże, a szczególnie Safari, Afrykę... Czytając mogłam się przenieść w tamten świat. I bardzo chętnie takie książki bym czytała,ale nie wiem gdzie szukać.
OdpowiedzUsuńTytułu nie zapomnę do końca życia i mam nadzieję, że stojąc oko w oko z drapieżnikiem będę się tego trzymać ;)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, ze czytałaś książki w wyzwaniu 2013. Ja czytam w tym roku. Nie chodzi o ilość , ale o systematyczność i takie wyzwanie sie sprawdza.
OdpowiedzUsuń