poniedziałek, 22 lipca 2013

121. Peter Alison Ucieka tylko jedzenie.



Peter Allison - podróżnik, przewodnik, fotograf, człowiek z pasją. Jego największą miłością są zwierzęta. Od ponad dwudziestu lat opowiada turystom o tym, co dzieje się w afrykańskim buszu. Ponadto udziela się charytatywnie wspierając młodzież, która stara się dbać o środowisko.  Swoją przygodę z podróżami autor rozpoczął dość spontanicznie w wieku dziewiętnastu lat. Wtedy to, urodzony i wychowany w Sydney nastolatek zamiast kontynuować naukę, postanowił wybrać się do Afryki. Wyruszając na tak odległy kontynent nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce pokocha "Czarny Ląd"  tak samo mocno, jak swój rodzinny "Kraj Kangurów". Po przybyciu na miejsce, Peter niemal od razu zaczyna odkrywać jak piękny jest ten zakątek globu. Zanim podjął pracę przewodnika, musiał się jeszcze sporo nauczyć. Każdego dnia widział na własne oczy tamtejsze zwierzaki i ich zwyczaje, poznawał zasady  postępowania w  sytuacjach stwarzających zagrożenie. Busz to terytorium, na którym najważniejszym prawem jest prawo silniejszego. To tam młody obieżyświat i świeżo upieczony przewodnik stanął oko w oko z dzikim kotem, rozgniewanym tygrysem czy stadem dorosłych hipopotamów.  Dzikie zwierzęta rodziły się i umierały na jego oczach. Szukały ofiary i chroniły swoje młode.  Allison  stara się pokazać swoim czytelnikom, że safari wcale nie jest tak bajkowe i bezpieczne jak mogłoby się wydawać. Tak naprawdę  afrykański busz jest  miejscem zamieszkania dzikich i szalenie groźnych zwierząt oraz ludzi,  którzy kochają swoją pracę, a także ciekawych, ale czasami trochę nieokrzesanych turystów z różnych stron świata.  To zakątek, gdzie cały czas trzeba być uważnym, mieć "oczy dookoła głowy", bo nigdy nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy.

Ucieka  tylko jedzenie to krótka, bo licząca niewiele ponad dwieście sześćdziesiąt stron opowieść. Pamiętnik z podróży pisany dla siebie i przyszłych czytelników. Zbiór kilkunastu  historii (można je czytać w dowolnej kolejności), opis przygód  i tego, jak wygląda codzienne życie w  tak egzotycznym miejscu. Wszyscy, którzy otwierają  książkę,  najpierw widzą to,
co każdy przewodnik  koniecznie musi ze sobą mieć -  mapę terenu. Potem  mimowolnie przewracając kartki, czytając słowo po słowie, zdanie po zdaniu, odkrywamy kolejne tajemnice, poznajemy historie różnych ludzi. Autor niejako oprowadza nas po miejscu,
w którym, gdyby nie powieść, wielu z nas nie miałoby okazji się znaleźć. Swoje interesujące, ale i mrożące krew w żyłach przygody czy wpadki, opisuje z dystansem  (nie przechwala się ani nie umniejsza swoich zasług) i  dużą dawką humoru. Ma lekkie pióro, tak więc książkę czyta się dość szybko. Język jakim posługuje się Australijczyk, również nie jest zbyt wyszukany czy skomplikowany. Pierwszoosobowa narracja, krótkie, ale treściwe rozdziały,   opisy przyrody , które nie nudzą czytelnika i bardzo dobre zdjęcia, to moim skromnym zdaniem największe atuty powieści. Bardziej wybredny  mól książkowy, który chce nie tylko  przeczytać kolejny  polecony mu tytuł , ale też pragnie się czegoś nowego dowiedzieć, również nie powinien być zawiedziony. W książce znajdziemy bowiem także nieco dłuższe opowieści na temat egzystencji  lwów, lampartów, czy słoni. Autor  przedstawia nam życie wszystkich wymienionych zwierząt  jakby "od kuchni". Pisze o tym,  jak w stresowych sytuacjach  reagują hipopotamy, po czym można poznać czy słoń chce z nas zaatakować lub kogo 
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.

Zatem czytając  tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród  wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
to nie tylko  wyprawy  w nieznane i dzielenie się swoją wiedzą, ale też wielka odpowiedzialność i niepewność czy ci, których się oprowadza będą zadowoleni.

Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę.  O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Po zakończeniu lektury pozostaje spory niedosyt. Przewracam ostatnią kartkę i żalem stwierdzam: „szkoda, że to już koniec, bo ja chętnie bym jeszcze trochę o tym rejonie się dowiedziała.

Literatura podróżnicza nie jest moim ulubionym gatunkiem. Jeśli już czytam tego typu pozycje, to zazwyczaj są to powieści naszych rodzimych autorek takich, jak choćby Martyna Wojciechowska (swoją drogą program i książka " Kobieta na krańcu świata " są świetne, polecam). Co więc skłoniło mnie do sięgnięcia po publikację podróżnika z antypodów? Okładka i dość zagadkowy tytuł . Te dwa elementy sprawiły, że postanowiłam zapoznać się
z recenzowaną dzisiaj książką. Czy było warto? Jasne, że tak. Po pierwsze miło spędziłam wolny czas, po drugie przeczytałam coś innego, niż zazwyczaj i po trzecie najważniejsze, miałam szansę bez konieczności wychodzenia  z domu poznać tajniki życia w afrykańskim buszu.

Na  koniec ostatnie  pytania  i odpowiedzi. Czy  polecam tę książkę czytelnikom mojego  bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie  numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.




Za egzemplarz recenzyjny dziękuję   Wydawnictwu Hachette. 
Książka czytana w ramach wyzwań: 
  • 52 książki 2013.

  • Czytajmy serie wydawnicze .
  • Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - październik literatura przygodowa/podróżnicza. 


5 komentarzy:

  1. Czytam mało przewodników i tego typu książek, nie jestem pewien, czy akurat wybiorę tą. może jakąś Martyny Wojciechowskiej czy Beaty Pawlikowskiej, a może tą, zobaczymy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wiesz takie książki bardzo lubię, a więc pomimo tych kilku minusów przeczytam ją

    OdpowiedzUsuń
  3. Tą książkę przeczytałam i byłam zachwycona :) Uwielbiam podróże, a szczególnie Safari, Afrykę... Czytając mogłam się przenieść w tamten świat. I bardzo chętnie takie książki bym czytała,ale nie wiem gdzie szukać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tytułu nie zapomnę do końca życia i mam nadzieję, że stojąc oko w oko z drapieżnikiem będę się tego trzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zauważyłam, ze czytałaś książki w wyzwaniu 2013. Ja czytam w tym roku. Nie chodzi o ilość , ale o systematyczność i takie wyzwanie sie sprawdza.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku. Witaj na blogu Książki Warte Przeczytania. Dziękuję, że tu zajrzałeś i przeczytałeś to, co dla Ciebie napisałam. Jeśli masz ochotę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Anne 18.