wtorek, 30 lipca 2013

Katarzyna Zyskowska Ignaciak odpowie na Wasze pytania.


  Tak tak dobrze widzicie przygotowałam dla Was kolejną niespodziankę.  Kilka dni temu miała miejsce  premiera najnowszej książki  Katarzyny Zyskowskiej   Ignaciak " Upalne lato  Kaliny". Pomyślałam , że to dobry moment aby poprosić autorkę o wywiad  w końcu zawsze  jest to jakaś promocja książki . I udało się.   Pytania do Pani Kasi wpisujcie w komentarzach pod tym postem . Macie czas do 10 sierpnia do  północy.   Czytelników anonimowych proszę o podanie adresu e- mail ( będzie potrzebny w razie wywalczenia nagrody).   Osoba , która   zdaniem pisarki zada najciekawsze pytanie  w nagrodę otrzyma zestaw trzech książek jej autorstwa . Jakie  ? to niespodzianka.  Wiem , że sporo moich czytelniczek  ( nie wiem jak jest z panami) lubi książki Pani Kasi. Tak  więc dziewczyny i chłopaki . Klawiatury w dłoń i do dzieła. Jest o co walczyć.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Magdalena Kawka odpowiedziała na Nasze pytania.

"Od 13 lat mieszka w Poznaniu, gdzie, jak sama twierdzi, przywiały ją przypadkowe wiatry. Z wykształcenia socjolog, ale w tym zawodzie nie przepracowała ani minuty, była za to kwiaciarką, urzędniczką, właścicielką agencji reklamowej oraz dziennikarką Autorka pięciu powieści oraz poradnika  .  Któż to taki ? Magdalena Kawka  Autorka   zgodziła się zmierzyć z pytaniami  , które zadały jej czytelniczki bloga oraz ja sama. Poniżej prezentuję odpowiedzi  jakich udzieliła pisarka.  Życzę miłej lektury. 
  • Crysia. 

Ma pani na swoim koncie kilka powieści. Która z nich jest najbliższa pani sercu i dlaczego?
Ta, jeszcze nie wydana, ale napisana już dość dawno. Nosi tytuł „W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”. To szczególna książka, słabo wpisująca się w modne nurty wydawnicze, ale myślę, że przypadnie do gustu czytelnikom znudzonym schematycznym powielaniem kalek. Opowiada o pewnej swoistej społeczności, egzystującej za bramą cmentarza… Nie jest to horror, raczej komedia z elementami groteski. Dużo w niej odniesień kulturowych. Pod płaszczykiem lekkiej komedyjki starałam się przemycić treści głębsze. Mam nadzieję, że się udało. Premiera zapowiadana jest na listopad tego roku.

 Jak wygląda pani zwykły dzień?
Od kilku lat zawodowo zajmuję się wyłącznie pisaniem. Oprócz książek pisuję również artykuły do prasy. Wstaję więc rano, zazwyczaj z jednym otwartym okiem robię sobie kawę i przez kilkadziesiąt minut usiłuję zmusić się do pracy. Mam to szczęście, że synka do szkoły odwozi mąż, dlatego oszczędzone jest mi (Bogu niech będą dzięki!) oglądanie bladych świtów. Jestem nocnym markiem, lubię pisać w nocy, więc przed ósmą rano zazwyczaj nie działam, jak należy. J Zwłaszcza, że przez pół nocy odbywa się w naszej sypialni koci exodus. Koty nie mogą się zdecydować: ej, chłopaki, wchodzimy czy wychodzimy? A ja co chwilę otwieram im drzwi. Jeśli tego nie zrobię, ustawiają się po którejś stronie i zaczynają zawodzić, tak nieszczęśliwe, jakby je ze skóry obdzierano. A drzwi muszę zamykać, bo kota w sypialni jeszcze przeżyję, gorzej z psem, który przy okazji również się ładuje, potwornie obrażony. Ciężkie jest życie niekonsekwentnych i słabych charakterologicznie miłośników zwierząt. Czasami nasz dom przypomina cyrk.  
Czy zdradzi pani swoje plany wydawnicze na najbliższy rok?

Jak już mówiłam, w listopadzie ukaże się książka „W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”. I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten rok. Obecnie pracuję nad powieścią, której akcja toczy się we Lwowie w przededniu drugiej wojny światowej. Bohaterkami są młode dziewczyny, tuż przed maturą, którym w trzydziestym dziewiątym roku zawali się cały świat. Zależało mi, żeby pokazać, jak bardzo ówczesna młodzież podobna była do dzisiejszej; że mieli takie same marzenia, ambicje, plany i jak w jednej sekundzie wszystko to obróciło się w pył. Drugim bohaterem jest Lwów, miasto Semper Fidelis, przed wojną tak nowoczesne i przebojowe, że trudno w to dziś uwierzyć. Porównywane do Wiednia i Paryża, skupiające „śmietankę” polskiego życia towarzyskiego, naukowego i intelektualnego. Książka będzie nosiła tytuł „Pora westchnień. Pora burz”. Myślę, że po tej krótkiej rekomendacji łatwo tytuł rozszyfrować

  • anetapzn. 


 Czy w którejś z bohaterek Pani książek jest coś z Magdaleny Kawki?
Hmm… Pewnie w każdej. Ale też każda ma cechy, których ja nie posiadam. Paradoksalnie, łatwiej się pisze o emocjach, których się nie doświadczyło. Wtedy trzeba włączyć wyobraźnię, a wyłączyć własne uczucia. Być może brzmi to trochę dziwnie, ale kiedy wyłączy się własne emocje – łatwiej uruchomić rozum, a to bardzo pomaga przy pisaniu. Natchnienie bywa przereklamowane: gdy się coś napisze, zanim pomyśli, to często się człowiek ociera się o grafomanię J Na jakimś etapie najbliższa mi była bohaterka „Sztuki latania” – Zośka. Tak jak ona, długo się w życiu miotałam. Niepewna własnych wyborów, szukająca igły w stogu siana. To był męczący okres. Na szczęście mam go za sobą.

Jak kociara kociarę zapytam - które z Pani futer najlepiej Panią manipuluje? A może koty tworzą w tym zakresie zgrany zespół?
Muszę się pilnować, bo o kotach mogłabym w nieskończoność . Wszystkie manipulują, z tym że każdy używa innych metod. Znam je na pamięć, ale też jest to jedyna manipulacja jakiej bez protestu się poddaję. Peggy zrzędzi i płacze. Robi oczy, jak kot ze Shreka i dostaje wszystko, czego chce. Gucio jest kotem dominującym, choć w rzeczywistości jest kotką, o czy dowiedzieliśmy się, gdy pewnego dnia powiększyła się nam rodzina. Pinki gryzie mnie po nogach, gdy nie może doprosić się uwagi i gdy zbyt szybko się poruszam, co ją niezmiernie irytuje. Franciszka jest chuda jak patyk i namiętnie przynosi mi pod łóżko wielkie, ohydne żaby. Może myśli, że ja to jadam? Za to kot zwany Henrykiem jest stary, wyrozumiały i nie zadaje się z babami. Kocha nas bardzo, na dowód tego przytargał kiedyś z pola zająca. Większego od niego samego. Schował za pralką, a kiedy nikt się nie zainteresował – wtaszczył go do kuchni. Nawet nie chcemy myśleć, co będzie następne… Dodam tylko, że mieszkamy przy lesie…


  • Anne 18. 
 
Będąc małą dziewczynką/ nastolatką marzyła Pani o tym by zostać pisarką ?

Nie, bardziej od pisania zawsze lubiłam czytanie. Wolałam zostać sławną aktorką, nauczycielką, ewentualnie archeologiem albo strażakiem. Szeroki miałam wachlarz zainteresowań. Zawód pisarki jakoś mi nie zaświtał.

Czy jako  uczennica  lubiła Pani pisać wypracowania , opowiada lub wiersze, czytać lektury? 

Nie lubiłam, ale pisałam. Z tym że tylko zadane. Przez jakiś czas prowadziłam pamiętnik. Mam go do dziś i za każdym razem jak tylko sobie o tym przypomnę, to mam zamiar go spalić. Byłam beznadziejnie naiwną i egzaltowaną nastolatką. Wiersze również pisałam, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności zawsze były podobne do twórczości poetów, którymi aktualnie się fascynowałam J Raz były w stylu Baczyńskiego, a raz, wypisz wymaluj Apollinaire… Za to bardzo lubiłam czytać. Nie miało dla mnie większego znaczenia – lektura czy nie. Zazwyczaj i tak byłam z lekturami do przodu, choć nie miałam pojęcia, że to, co aktualnie czytam będzie lekturą za jakiś czas. Po prostu systematycznie pochłaniałam wszystko, co było w biblioteczce rodziców i dziadków oraz w bibliotece miejskiej. Uwielbiałam jej klimat: mieściła się w starym zamku. Na ścianach wisiały kandelabry, stare obrazy, a w rogu straszył wielki, okopcony kominek.

 Proszę w kilku zdaniach opowiedzieć o swojej twórczości tym , którzy jeszcze jej nie znają. 

Nie lubię takich pytań, są trudne. Nie umiem opowiedzieć w kilku zdaniach o czymś, co zajmuje mi pół roku, czasem rok, bo tyle trwa u mnie napisanie książki. Staram się, by moje powieści nie były prostackie, w banalny sposób grające na emocjach. Myślę, że skierowane są do czytelnika, który nie szuka li tylko rozrywki, łatwych ekscytacji. Lubię otwarte zakończenia, chciałabym, by po zamknięciu książki historia nadal toczyła się w głowie czytelnika. „Wyspa z mgły i kamienia” nieco wyłamuje się z tej konwencji. To jedyna moja powieść zakończona w dość oczywisty sposób, ale na tyle polubiłam główną bohaterkę, że nie chciałam jej już bardziej życia komplikować J W moim odczuciu najważniejszy w powieści jest klimat. Sama lubię czytać książki, które pozwalają mi zapomnieć, że właśnie jestem w Poznaniu, a za chwilę moje dziecko wróci ze szkoły. Takie, które zabierają mnie w wykreowany świat tak dalece, że potem ze zdziwieniem patrzę na znajomy stół i na męża, który znienacka stanął w drzwiach i pyta ze zdziwieniem: „A co ty masz takie nieobecne spojrzenie?” Historia odgrywa rolę drugorzędną.

Jest Pani absolwentką wydziału socjologii na UAM w Poznaniu .  Czy pisząc w jakiś sposób wykorzystuje Pani wiedzę zdobytą na studiach ?
Wykorzystuję wiedzę, którą zdobyłam w życiu. Studia, to był fajny okres, ale wcale nie jestem pewna, czy to właśnie wtedy najbardziej się rozwijałam. Mieliśmy ciekawsze zajęcia J Oczywiście, że studia uporządkowały mi pewne informacje, rozjaśniły horyzonty, ale czy się przydają do pisania? Bywają przydatne, bo w razie potrzeby wiem, gdzie szukać informacji, wiem, który socjolog specjalizował się w zagadnieniu, które akurat jest mi potrzebne.

Jakiego rodzaju książki czyta Pani na co dzień i dlaczego akurat takie?
Prościej będzie powiedzieć, jakich książek nie lubię. W przewidywalny sposób grających na emocjach, obrażających moją inteligencję i na dodatek beznadziejnie napisanych. Poza tym lubię czytać wszystko. Gatunek nie ma znaczenia. Przyznaję, że większe szanse ma u mnie klasyka. Lubię wracać do książek, w zależności od nastroju sięgać po te same pozycje kilka razy. Ale lubię też powieści akcji, lubię Kinga i jego pokrętne, ale wciągające psychologizowanie, daję się porwać współczesnym kryminałom (choć prozy skandynawskiej mam obecnie przesyt). Lubię pamiętniki i biografie. Ostatnio jestem pod wrażeniem książki Michaela Bar-Zohara i Nissima Mishala „Mossad, najważniejsze misje izraelskich tajnych służb”. Początkowo podczytywałam od niechcenia, podbierając ją mojemu mężowi, który nie przepada za beletrystyką, a potem, ku własnemu zaskoczeniu, wpadłam z kretesem .

Czy jest jakiś gatunek literacki , którego Pani nie znosi ?
W zasadzie nie. Jeśli książka jest dobrze napisana, jest w stanie mnie wciągnąć. Może nie darzę szczególną atencją współczesnych romansów, których głównym tematem jest współczesny romans i nic więcej. Pewnie zniosłabym nawet wampiry, gdyby nie były tak banalnie przewidywalne. Swego czasu Bram Stoker wywarł na mnie wielkie wrażenie. No, ale on był prekursorem, po nim to już kulturowe kalki.  Lubię ciekawy kontekst, historyczne dekoracje i owo nieuchwytne „coś”, co sprawia, że w nadprodukcji podobnych pozycji ta jedna zapada w serce.

A taki w którym sama chciałaby się Pani sprawdzić  ?
Powieść obyczajowa z elementami sensacji bądź kryminału chyba najbardziej mi odpowiada. Nie lubię w ten sposób definiować swojego pisarstwa. Wystarczająco dociekliwi bywają w tej materii wydawcy, który nie lubią mieszania stylów, bo trudno wtedy określić gatunek powieści jednym, łatwym słowem: kryminał, obyczaj, horror. A tym samym trudno zdefiniować potencjalnego odbiorcę. Ja nie lubię takiego formatowania. Najpierw rodzi się historia; dojrzewa do wyklucia, a dopiero potem mogę myśleć czy wyszedł kryminał z elementami obyczaju, czy odwrotnie.

Jak wygląda Pani miejsce pracy ( pracy nad książką oczywiście)?
Latem piszę na tarasie. Chłodno i w cieniu. Trochę większego skupienia to wymaga, jednakże. A to ptaszek przeleci, a to akurat kwitną oleandry i odciągają myśli w beztroskie, leniwe rejony. Wolę pisać jesienią i zimą. Zawieja za oknem, a ja sobie błądzę po bezdrożach Krety i wdycham zapach ziół.
Czy myślała Pani kiedyś o tym aby napisać z kimś  powieść? Jeśli tak to kto by to był?
 Nie. Pisanie to dla mnie czynność intymna. Moja i tylko moja. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie wydaje mi się, żebym mogła w tym zakresie tak ściśle z kimś współpracować. Napisałam kiedyś jedną rzecz jako tzw. ghost rider i wyjmując stronę finansową – było to nieprzyjemne doświadczenia. Osoba zamawiająca miała określone wymogi dot. stylu, języka i treści, co oczywiste w takich przedsięwzięciach, ale dla mnie dość niekomfortowe. Jestem niepoprawną, skrajną indywidualistką.

Czy Pani zdaniem istnieje możliwość aby powstała książka, która spodoba się wszystkim nawet najbardziej wybrednym czytelnikom ?
Tu nie chodzi o wybredność. Jak może istnieć cokolwiek, w jakiejkolwiek dziedzinie, co się wszystkim podoba? Owo dążenie do unifikacji, przerażającego ujednolicenia dotyka także literaturę. To wydawca próbuje trafić z  powieścią do Masowego czytelnika, ale pisarz szuka czytelnika Swojego. Takiego z podobną wrażliwością, który zrozumie i poczuje świat, jaki powstał na kartkach książki. Niemożliwe jest i nawet niepożądane, żeby podobnie odbierał go każdy. I to dobrze, i tak ma być. Oczywiście, że w jakiś sposób dotyka mnie każda krytyka, ale jeśli jednocześnie książka wzbudzi zachwyt kogoś innego, to znaczy, że osiągnęłam cel: napisałam historię, w której ktoś mógł się przejrzeć. Moje książki nie są dla wszystkich. Ściślej rzecz ujmując: nie ma książek dla wszystkich.

Ile czasu dziennie  poświęca Pani na pisanie?
Nie ma reguły. Czasem kilka godzin, a czasem nawet nie otwieram komputera. Historia i tak cały czas dojrzewa w głowie. Chodzę z nią, śpię, karmię psa, prowadzę samochód. Pewnego razu tak bardzo odpłynęłam, że wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera. Zdziwiona, że nie jedziemy, uświadomiłam sobie, że to ja mam być kierowcą.


Jaki  etap tworzenia książki jest dla Pani najtrudniejszy ?
Gdy zbyt długo pracuję nad jedną powieścią zaczynam być znużona. Bohaterami, historią. Zdarza się, że wtedy trzeba odłożyć pisanie na miesiąc, dwa. Poczekać aż się zatęskni. Wtedy można siadać do roboty ze świeżym zapałem.

Kto jest pierwszym czytelnikiem/ recenzentem  Pani powieści  ?
Pewnie nie będę oryginalna: mój mąż. Choć muszę przyznać, że nie lubię pokazywać jej nikomu w trakcie pisania. Nie wyobrażam sobie wystawiania na widok publiczny niedopracowanego i nieskończonego dzieła, tylko po to, żeby np. ogłosić na blogu konkurs na imię dla bohaterki, albo jej zawód. Szanuję czytelnika i chcę dać mu gotowy produkt. 


Skąd pomysł na napisanie poradnika dla rodziców „ Przygody Kosmatka kilkulatka”?
Przez jakiś czas pisałam artykuły do magazynów dla rodziców o tematyce wychowawczej. To było ciekawe doświadczenie, ale na dłuższą metę dość nużące. Z każdym numerem dusiłam się coraz bardziej. Schemat i reguły w jakich osadzone są artykuły w tego rodzaju prasie jest bardzo ściśle określony i autor nie może sobie pozwolić na wiele, a już na pewno nie na przemycanie treści niepopularnych, kontrowersyjnych albo niewspółgrających z linią programową wydawnictwa. Gazety lansowały stereotyp mamy szczęśliwej, zachwyconej każdą kupą dziecka i nawet jeśli czasami zmęczonej czy przeżywającej właśnie baby blues, to jednak spełnionej. Trudno było mi pogodzić się z tym, że o wszystkim trzeba pisać w przesłodzony sposób, mile widziane były zdrobnienia, ton lekko protekcjonalny. Jakby kobieta w chwili zostania matką traciła rozum i wymagała specjalnych środków wyrazu. Korzystając z doświadczenia jakie zdobyłam podczas tej dziennikarskiej przygody napisałam poradnik dla rodziców, którzy nie zawsze są zachwyceni własnym dzieckiem, i dla mam, które pomimo piastowania uświęconej przez społeczeństwo roli matki w dalszym ciągu mają ochotę na wyuzdany seks (nawet jeśli muszą zostawić dziecko z opiekunką). A także dla takich kobiet, które świetnie spełniają się w roli matki i mają w nosie wcześniejszą, rewelacyjnie zapowiadającą się karierę (nawet jeśli dawni koledzy z pracy z politowaniem kręcą głowami i mówią, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko pieluchy i soczki). Kiedy go napisałam, poczułam, że mój świat wrócił na właściwe tory. Można powiedzieć, że była to swego rodzaju autoterapia - sama miałam wtedy małe dziecko.


Czy Julia , Anna i Ewa bohaterki książki „ Wyspa z mgły i kamienia"  mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości ? Kto lub co zainspirowało Panią do ich stworzenia?
Nie, to bohaterki mojej wyobraźni. Powstały z obserwacji, podglądania, przysłuchiwania się rozmowom. To kobiety mijane na ulicy, spotykane na imprezach, na wywiadówkach, w kinie. Mają cechy każdej z nas: współczesnych kobiet, zbyt mocno uwikłanych w rzeczywistość. Czasem skrzeczącą .

Jak należy interpretować okładkę  najnowszej powieści Magdaleny Kawki ?
No cóż, tak właściwie jest to efekt interpretacji wydawcy .Niewielki miałam wpływ na jej tworzenie.


Została Pani laureatką nagrody głównej pierwszej edycji konkursu „ Piórem i pazurem” ? Co  poza radością i satysfakcją  dało  to wyróżnienie?
Sam konkurs jest bardzo fajnym przedsięwzięciem grupy cudownie zwariowanych pisarek  Jest to młody festiwal literacki, w tym roku odbędzie się dopiero drugi raz, więc i jego zasięg, póki co, niewielki. Znając jednak zapał i przedsiębiorczość organizatorek jestem pewna, że będzie zataczał coraz szersze kręgi. Dzięki nagrodzie miałam okazję spotkać się z czytelnikami, co dało mi wielką satysfakcję. W jakimś sensie przyczynił się również do tego, że w listopadzie stanie na półkach księgarskich pozycja „W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”.



Czy jest takie miejsce w Polsce lub na świecie do , którego chętnie i często Pani powraca ?
Falasarna. Mała, kreteńska wioska, której poświęciłam książkę „Wyspa z mgły i kamienia”. Tak naprawdę, to ona jest główną bohaterką. Pierwszy raz w życiu napisałam książkę przede wszystkim dla siebie, oczywiście z nadzieją, że czytelnik zechce razem ze mną zanurzyć się w opowieści. Wracam tam, ilekroć mogę. Opowieść o grupie bogaczy, którzy postanawiają zachować ten nietknięty jeszcze raj jest, rzecz jasna, wyssana z palca, ale być może stanowi projekcję moich marzeń, że tak się kiedyś stanie J Czasem już nie wiem, która Falasarna jest prawdziwa: ta na mapie, czy w mojej głowie. Ostatnio, gdy tam byłam zrobiło mi się żal, że nie spotkam Giorgosa, że na półwyspie Rodopos nie ma żadnego domu, a Manoulamou jest czymś zupełnie innym…
To właśnie miejsce o, którym mówi  pisarka. 


Jaką cechę charakteru  swoją lub nie  ceni Pani najbardziej i dlaczego?
Najbardziej cenię wytrwałość i systematyczność, ponieważ cierpię na ich permanentny deficyt, co bardzo utrudnia zawód pisarza .

Mam nadzieję , że dzięki temu wywiadowi poznaliście autorkę  trochę bliżej.
 Na koniec dziękuję moim czytelniczkom za ciekawe pytania a Pani  Magdalenie za bardzo interesujące i wyczerpujące odpowiedzi.
 




piątek, 26 lipca 2013

122. Magdalena Kawka Wyspa z mgły i kamienia.



 Opoka skała, matka, na której opiera się  istnienie rodziny, a która w głębi duszy chciałaby  być wiatrem,  co przyleci znad gór”. 

Zamieszczony powyżej cytat może wydać się wam trochę poetycki, niemniej jednak słowa te idealnie nadają się do tego, aby opisać sytuację życiową głównej bohaterki  najnowszej książki polskiej powieściopisarki Magdaleny Kawki. Julia, bo tak ma na imię pierwszoplanowa postać, jest pięćdziesięcioczteroletnią kobietą, która praktycznie całe swoje życie poświęciła rodzinie i pracy. Wychowała dwie córki Annę oraz Ewę. Do tego pracowała w swoim wyuczonym zawodzie anestezjologa. Zawsze była altruistką, troszczyła się nie,
o siebie, lecz o innych. Dbała, aby jej córkom niczego nie brakowało, bała się, aby podczas jej dyżuru w szpitalu nikt nie ucierpiał. Każdego dnia robiła to co do niej należało. Była solidna,  a przez to uzyskała szacunek i uznanie kolegów po fachu. Gdy już była pewna, że znalazła kolejnego księcia z bajki, jej ukochany postanowił odejść. Starsza kobieta nie miała wsparcia w dzieciach, które tak kochała. Córki zamiast powiedzieć choć kilka ciepłych słów, szczerze cieszyły się z kolejnej życiowej porażki matki. Po tym wydarzeniu lekarka zrozumiała, jak absurdalnie wyglądało jej dotychczasowe życie. Setki zadań do wykonania, nieustanne obawy o zdrowie pacjentów, opieka nad wnukami. Te wszystkie sprawy w dużej mierze przyczyniły się do tego, że kobieta nie miała nawet chwili na to, aby pomyśleć o sobie samej. W gąszczu problemów, obowiązków i zajęć zgubiła to, co jest w życiu naprawdę ważne czyli poczucie własnej wartości jak również prywatność. Nadszedł dzień, kiedy w końcu postanowiła dokonać radykalnych  zmian. Zakomunikowała najbliższym, iż sprzedaje kamienicę, która była jej własnością, a pieniądze jakie uzyska postanowiła przeznaczyć na zakup domu 
w jakimś  miejscu, które od dawna chciała odwiedzić.  Głęboko wierzyła w to, iż jeden magiczny zakątek sprawi, że wszystkie troski znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Kobieta bardzo szybko podjęła decyzję dokąd i kiedy chce wyjechać. Wybór padł na Kretę. Grecka wyspa, którą niegdyś władał Minos wydała jej się miejscem idealnym. Masa  interesujących miejsc, które warto zobaczyć, ciepły klimat, dobra cena i lokalizacja domku.   Właśnie to definitywnie przekonało Julię do przeprowadzki. Rodzina bohaterki oczywiście nie była zadowolona z jej szalonego pomysłu. Niektórzy z jej bliskich woleli nic nie mówić, aby ta nie poczuła się urażona. Niemniej jednak "ukochane córeczki" a zwłaszcza Anna nie miały zamiaru przepuścić okazji i robiły wszystko, aby rozstać się z matką w gniewie. 
 Gdy starsza pani po raz pierwszy przyjechała na mityczną wyspę, choć biegle mówiła po angielsku oraz hiszpańsku, nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z nowymi sąsiadami. Początkowo wszyscy traktowali ją jak nieproszonego gościa, intruza, który może im zagrozić.    Główna postać utworu szybko przekonała się, że życie na archipelagu wcale nie będzie tak urokliwe jak myślała. Na horyzoncie zaczynali pojawiać się kolejni znajomi, nie wszyscy byli do naszej bohaterki pozytywnie nastawieni. Julia dowiedziała się, że będzie miała współlokatora, który  nie rozumie ani słowa w żadnym języku poza ojczystym. Jednakże sąsiedzi obiecali, że niespodziewany domownik nie będzie wchodził  jej w drogę. Tego, kim są pozostałe osoby występujące w powieści czyli Martin, Goran, Lotta czy Emma, dowiecie się już z powieści. Jedyne co mogę zdradzić to fakt, że jest to interesująca grupa postaci, która łatwo nie odpuszcza. Czy emerytka, która osiedliła się w małej greckiej miejscowości  Falasarna rzeczywiście odnajdzie wewnętrzny spokój oraz to, co przez ludzi określane jest jako prawdziwe szczęście? Odpowiedź na to pytanie uzyskacie przewracając kolejnej karty „Wyspy z mgły i kamienia”

Książki, którą dzisiaj Wam przedstawiam nie miałam w swoich czytelniczych planach.  Magdalena Kawka była pisarką zupełnie mi nie znaną. Do sięgnięcia po powyższy tytuł zachęcił mnie jego opis, który znalazłam na okładce. Poza tym książka, której akcja toczy się  na znanej greckiej wyspie, zdawała mi się być doskonałą lekturą na ciepłe letnie dni. Czy  moje wstępne przemyślenia były trafne? Jakie są plusy i minusy najnowszego dzieła Pani Kawki? Spokojnie, zaraz się tego dowiecie. Niech pomyślę, od czego by tu zacząć? Na pierwszy ogień idą mocne strony powieści. Na pewno mogę zaliczyć do nich zarówno bohaterów, jak i sam pomysł na fabułę. Postacie są ciekawie nakreślone, mogą nawet napisać, że stanowią monolit, grupę, która ma coś wspólnie zrobić. Akcja toczy się dość szybko, jest całkiem dobra intryga a nawet nawiązania do II wojny światowej. Jednakże po przeczytaniu krótkiego streszczenia wydawcy, a zwłaszcza jego ostatnich zdań, które zapowiadają pewne niebezpieczeństwo miałam nadzieję, że nie będzie to tylko i wyłącznie powieść obyczajowa. Nastawiłam się na więcej wzruszeń (zwłaszcza na końcu książki) i zaskoczeń. Nie dostałam żadnej z dwóch rzeczy jakie wymieniłam a szkoda, bo brak jakiegoś napięcia emocjonalnego  w moim odczuciu zaniża ocenę końcową powieści. Czy polecam Wam tę pozycję literacką? Powiem w ten sposób, to jak i czy w ogóle Wam się ona spodoba zależy od tego, czego od niej oczekujecie. Jeśli chcecie przeczytać powieść obyczajowo kryminalną, ale taką, w której to ten drugi wątek jest ważniejszy możecie się mocno rozczarować. Jednak  w sytuacji, gdy szukacie lekkiego wakacyjnego "czytadła" umilającego czas, to myślę, że ta książka będzie  dobrym wyborem.
 Źródło cytatu
 [1]    Magdalena Kawka Wyspa z mgły i kamienia  Wydawnictwo MG, Łódź 2013 ,Str. 252 .
 
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawcy.   
Książka zaliczana do wyzwań :
  •  52 książki 2013. 

  • Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - sierpień literatura polska( pierwsze spotkanie z autorem, którego wcześniej nie czytaliśmy). 

  • Polacy nie gęsi - czytajmy polską literaturę . 










czwartek, 25 lipca 2013

[Dyskusja] Ozdobniki przy recenzji i nie tylko.

Witam Was bardzo serdecznie. Dzisiaj kolejna dyskusja. Jej temat póki co  zapewne brzmi nieco tajemniczo. Już wyjaśniam o czym będziemy rozmawiać. Ostatnio na blogach zauważyłam sporo postów  informujących o zmianie szablonu czy wyglądu strony. Wpisy te zainspirowały mnie do stworzenia dzisiejszej notki. Będzie ona podzielona na trzy części  ( tak tak sporo czytania, jednak mam nadzieję , że dotrwacie do końca. Będę mieć do Was kilka pytań).  Zatem przejdźmy do sedna.

 Część  I. Ozdobniki przy recenzji .
Mam tutaj na myśli  zarówno informacje wstępne  typu   podane oryginalnego tytułu i oraz imienia i nazwiska tłumacza czy liczby stron , miejsca i daty wydania oraz nazwy wydawnictwa i miejsca gdzie można daną książkę kupić. Co ewentualnie do tej listy dodać, co z niej skreślić ?  Czy takie informacje są przydatne ? Dla przykładu podaje jedną książkę. 
  • Tytuł oryginalny:
  • Tłumaczenie:
  • Wydawnictwo:
  • Rok wydania:
  • Oprawa:
  • Liczba stron: 
  • ISBN:
  • Kupisz: 
Druga sprawa to dodawanie  kilku różnych okładek  recenzowanej powieści. Mnie osobiście ten pomysł się podoba zastanawiałam się nawet nad jego  wprowadzeniem ale, nie jestem pewna czy warto.  Kolejna kwestia dodawanie  pozostałych linków do miejsc w, których pojawiła się nasza recenzja.  Ja osobiście każdy swój tekst drukuję i  wkładam  do  specjalnej  teczki. Może kiedyś to się przyda jako dodatek do CV. Mam już dwie zapełnione ,ale nie w tym rzecz. Chodzi mi o to , że wtedy zawsze pod tekstem umieszczam informację, gdzie jeszcze opublikowałam  swoją opinię. Wygląda to mniej więcej tak : 
 
Recenzja poza blogiem opublikowana również na :
II. Tytuł recenzji :  
Trzecia sprawa to nagłówek zachęcający czytelnika do kliknięcia w dany link. Ostatnio na blogu:
obejrzałam ciekawy wywiad. Darek autor strony o,  której piszę miał okazję rozmawiać z jedną z osób współtworzących portal Onet pl.  Podczas tej rozmowy blogger zapytał między innymi o to jak  przyciągnąć uwagę odbiorcy. 
Pisząc zawsze mam przygotowane 3 warianty tytułu. Przykład:

 1). 120. Diane Chamberlain Szansa na życie. 

2) .Diane Chamberlain Szansa na życie.

3). Miłość matki nie zna granic. 

Póki co za każdym razem  wybieram  opcję pierwszą  i nie wiem czy to dobrze czy źle . Może powinnam wymyślić jakiś własny tytuł? Nie lubię za bardzo kombinacji z czcionką dlatego piszę  prawie  tylko   tą podstawową czyli Times New Roman.Wyjątkiem są cytaty i informacje wstępne. Tam używam czcionki Arial. 
III. Etykiety  i  różnego rodzaju loga pod tekstem. 
Ostatnia rzecz o  jakiej napiszę to etykiety  i loga wyzwań czytelniczych. Te pierwsze moim zdaniem są bardzo pomocne. Dzięki nim na blogu panuje porządek, czytelnik po raz pierwszy  trafiający do mnie/ do innego bloggera łatwo zorientuje się czy dana strona go ciekawi czy też nie. Loga to fajna sprawa sama je publikuję pod recenzją .
 Podoba się Wam mój pomysł z  cytatami , które wstawiam na początku niektórych recenzji i kolejnych  akapitów tekstu ? Co sądzicie o estetyce moich recenzji? Wiem, że czasem  robię błędy interpunkcyjne  lub powtarzam wyrazy. Walczę z tym, uwierzcie mi to nie jest łatwe, ale nikt nie mówił, że takie będzie. Naprawdę niesamowicie się staram ! Czasem nawet po kilka razy edytuję tekst, gdy zauważę nawet najmniejszy błąd. Jestem wobec siebie wymagająca dlatego  w sytuacji  kiedy coś mi  nie pasuje siedzę i myślę nad tym do skutku. Zmieniam i usuwam zbędne zdania. Kiedyś tam  jestem w miarę zadowolona. Nie raz, nie dwa po wydrukowaniu i przeczytaniu tekstu na spokojnie myślę,  że mogłam coś sformułować inaczej. Staram się poprawić to w kolejnej recenzji.

Powinnam wprowadzić  któryś z dodatków? Może wszystko ma zostać tak jak jest ?
 Napiszcie  jakie jest Wasze zdanie na temat tych wszystkich bajerów.
Każda wskazówka jest dla mnie cenna.Dyskutujcie między sobą. a ja na pewno odpowiem na wszystkie komentarze. Zapraszam do wyrażania swojego zdania.
 Ps Monika, dziękuję za tę świetną propozycję Bardzo mi to pomoże. Ty wiesz o co chodzi.



 

wtorek, 23 lipca 2013

Kolejny wywiad na horyzoncie.

Witam Was serdecznie w ten słoneczny ( przynajmniej u mnie ) wtorek. Zauważyłam , że ostatni wywiad , który przeprowadziłam z Cathy Glass bardzo Wam się podobał. Dlatego też postanowiłam , że tym razem poproszę o odpowiedź na kilka pytań , którąś z polskich autorek. Wybrałam Panią Magdalenę Kawkę autorkę między innymi książki  " Wyspa z mgły i kamienia" . Powieść ta niedawno ukazała się na naszym rynku dzięki Wydawnictwu MG. Tym  razem jednak moi mili pytania będą  przede wszystkim Waszego autorstwa. Ja oczywiście też swoje zadam  ( na końcu wywiadu), ale   to Wasze   propozycje będą podstawą tej rozmowy. Swoje pytania  zostawiajcie w komentarzach pod tym postem  do  końca tygodnia.Mam nadzieję , że pomysł Wam się spodoba  a wywiad będzie interesujący.

poniedziałek, 22 lipca 2013

121. Peter Alison Ucieka tylko jedzenie.



Peter Allison - podróżnik, przewodnik, fotograf, człowiek z pasją. Jego największą miłością są zwierzęta. Od ponad dwudziestu lat opowiada turystom o tym, co dzieje się w afrykańskim buszu. Ponadto udziela się charytatywnie wspierając młodzież, która stara się dbać o środowisko.  Swoją przygodę z podróżami autor rozpoczął dość spontanicznie w wieku dziewiętnastu lat. Wtedy to, urodzony i wychowany w Sydney nastolatek zamiast kontynuować naukę, postanowił wybrać się do Afryki. Wyruszając na tak odległy kontynent nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce pokocha "Czarny Ląd"  tak samo mocno, jak swój rodzinny "Kraj Kangurów". Po przybyciu na miejsce, Peter niemal od razu zaczyna odkrywać jak piękny jest ten zakątek globu. Zanim podjął pracę przewodnika, musiał się jeszcze sporo nauczyć. Każdego dnia widział na własne oczy tamtejsze zwierzaki i ich zwyczaje, poznawał zasady  postępowania w  sytuacjach stwarzających zagrożenie. Busz to terytorium, na którym najważniejszym prawem jest prawo silniejszego. To tam młody obieżyświat i świeżo upieczony przewodnik stanął oko w oko z dzikim kotem, rozgniewanym tygrysem czy stadem dorosłych hipopotamów.  Dzikie zwierzęta rodziły się i umierały na jego oczach. Szukały ofiary i chroniły swoje młode.  Allison  stara się pokazać swoim czytelnikom, że safari wcale nie jest tak bajkowe i bezpieczne jak mogłoby się wydawać. Tak naprawdę  afrykański busz jest  miejscem zamieszkania dzikich i szalenie groźnych zwierząt oraz ludzi,  którzy kochają swoją pracę, a także ciekawych, ale czasami trochę nieokrzesanych turystów z różnych stron świata.  To zakątek, gdzie cały czas trzeba być uważnym, mieć "oczy dookoła głowy", bo nigdy nie wiadomo, co się za chwilę wydarzy.

Ucieka  tylko jedzenie to krótka, bo licząca niewiele ponad dwieście sześćdziesiąt stron opowieść. Pamiętnik z podróży pisany dla siebie i przyszłych czytelników. Zbiór kilkunastu  historii (można je czytać w dowolnej kolejności), opis przygód  i tego, jak wygląda codzienne życie w  tak egzotycznym miejscu. Wszyscy, którzy otwierają  książkę,  najpierw widzą to,
co każdy przewodnik  koniecznie musi ze sobą mieć -  mapę terenu. Potem  mimowolnie przewracając kartki, czytając słowo po słowie, zdanie po zdaniu, odkrywamy kolejne tajemnice, poznajemy historie różnych ludzi. Autor niejako oprowadza nas po miejscu,
w którym, gdyby nie powieść, wielu z nas nie miałoby okazji się znaleźć. Swoje interesujące, ale i mrożące krew w żyłach przygody czy wpadki, opisuje z dystansem  (nie przechwala się ani nie umniejsza swoich zasług) i  dużą dawką humoru. Ma lekkie pióro, tak więc książkę czyta się dość szybko. Język jakim posługuje się Australijczyk, również nie jest zbyt wyszukany czy skomplikowany. Pierwszoosobowa narracja, krótkie, ale treściwe rozdziały,   opisy przyrody , które nie nudzą czytelnika i bardzo dobre zdjęcia, to moim skromnym zdaniem największe atuty powieści. Bardziej wybredny  mól książkowy, który chce nie tylko  przeczytać kolejny  polecony mu tytuł , ale też pragnie się czegoś nowego dowiedzieć, również nie powinien być zawiedziony. W książce znajdziemy bowiem także nieco dłuższe opowieści na temat egzystencji  lwów, lampartów, czy słoni. Autor  przedstawia nam życie wszystkich wymienionych zwierząt  jakby "od kuchni". Pisze o tym,  jak w stresowych sytuacjach  reagują hipopotamy, po czym można poznać czy słoń chce z nas zaatakować lub kogo 
najbardziej boi się lew, nazywany często królem zwierząt.

Zatem czytając  tę pozycję, nie tylko dobrze się bawimy, ale też czegoś uczymy. Każdy rozdział, to niczym nowa scena w filmie, następna fascynująca historia, ale nie bójcie się, nie miłosna. Pośród  wielu interesujących relacji z wycieczki na safari, mamy także fragmenty smutne, bo opisujące czyjąś śmierć, niespełnione uczucie czy fanaberie gości, którzy chcą odwiedzić miejsce znane tylko z telewizji lub książek.
No właśnie turyści, autor także i o nich co nieco swoim czytelnikom opowiada. Niektórzy są wymagający, chcą już na początku wyjazdu zobaczyć wszystkie żyjące tu zwierzęta. Marzą być ujrzeć geparda, hienę czy żyrafę. Druga grupa ciekawskich jest bardziej cierpliwa. Woli w ciągu dnia zobaczyć mniej i mieć czas, aby na chwilę się zatrzymać czy zrobić pamiątkowe zdjęcie jakiemuś zwierzakowi. Autor na swojej drodze spotkał także osoby, które widziały już naprawdę dużo, dlatego też ciężko spełnić ich oczekiwania. Jak widać praca przewodnika,
to nie tylko  wyprawy  w nieznane i dzielenie się swoją wiedzą, ale też wielka odpowiedzialność i niepewność czy ci, których się oprowadza będą zadowoleni.

Książka ma mocne punkty, ale posiada również kilka wad, na które ja zwróciłam szczególną uwagę.  O co konkretnie chodzi? Jak dla mnie, posiada ona zbyt małą ilość fotografii. Może pomyślicie, że czepiam się szczegółów, ale moim zdaniem powieść podróżnicza powinna zawierać sporo zdjęć i to nie tylko zwierząt, ale też mieszkańców i całej "załogi". Drugim minusem powieści jest liczba stron, powtórzę się, jak dla mnie, zdecydowanie za mało.
Po zakończeniu lektury pozostaje spory niedosyt. Przewracam ostatnią kartkę i żalem stwierdzam: „szkoda, że to już koniec, bo ja chętnie bym jeszcze trochę o tym rejonie się dowiedziała.

Literatura podróżnicza nie jest moim ulubionym gatunkiem. Jeśli już czytam tego typu pozycje, to zazwyczaj są to powieści naszych rodzimych autorek takich, jak choćby Martyna Wojciechowska (swoją drogą program i książka " Kobieta na krańcu świata " są świetne, polecam). Co więc skłoniło mnie do sięgnięcia po publikację podróżnika z antypodów? Okładka i dość zagadkowy tytuł . Te dwa elementy sprawiły, że postanowiłam zapoznać się
z recenzowaną dzisiaj książką. Czy było warto? Jasne, że tak. Po pierwsze miło spędziłam wolny czas, po drugie przeczytałam coś innego, niż zazwyczaj i po trzecie najważniejsze, miałam szansę bez konieczności wychodzenia  z domu poznać tajniki życia w afrykańskim buszu.

Na  koniec ostatnie  pytania  i odpowiedzi. Czy  polecam tę książkę czytelnikom mojego  bloga i innym molom książkowym? Tak, bo autor ma do opowiedzenia sporo ciekawych rzeczy. Potrafi zainteresować czytelnika, a nie go znudzić. Sporo przeżył, był na miejscu, wiele widział, więc wie o czym i jak powinien pisać. Pytanie  numer dwa: Do kogo adresowana jest książka? Przede wszystkim, jest to lektura obowiązkowa dla miłośników powieści podróżniczych i przygodowych. Myślę, że przypadnie ona do gustu również wszystkim sympatykom Afryki i tym, którzy lubią zwierzęta. Czytelnikom, którzy zdecydują się sięgnąć po utwór Petera Allisona życzę "szczęśliwej podróży na safari". Co do tego, że lektura będzie przyjemna nie mam najmniejszych wątpliwości.




Za egzemplarz recenzyjny dziękuję   Wydawnictwu Hachette. 
Książka czytana w ramach wyzwań: 
  • 52 książki 2013.

  • Czytajmy serie wydawnicze .
  • Wyzwanie Trójka E- pik 2012 - październik literatura przygodowa/podróżnicza.