"Od 13 lat mieszka w Poznaniu, gdzie, jak sama twierdzi, przywiały ją
przypadkowe wiatry. Z wykształcenia socjolog, ale w tym zawodzie nie
przepracowała ani minuty, była za to kwiaciarką, urzędniczką,
właścicielką agencji reklamowej oraz dziennikarką" Autorka pięciu powieści oraz poradnika . Któż to taki ? Magdalena Kawka Autorka zgodziła się zmierzyć z pytaniami , które zadały jej czytelniczki bloga oraz ja sama. Poniżej prezentuję odpowiedzi jakich udzieliła pisarka. Życzę miłej lektury.
- Crysia.
Ma pani na swoim koncie kilka
powieści. Która z nich jest najbliższa pani sercu i dlaczego?
Ta, jeszcze nie wydana, ale napisana już dość dawno. Nosi
tytuł „W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”. To szczególna książka,
słabo wpisująca się w modne nurty wydawnicze, ale myślę, że przypadnie do gustu
czytelnikom znudzonym schematycznym powielaniem kalek. Opowiada o pewnej
swoistej społeczności, egzystującej za bramą cmentarza… Nie jest to horror,
raczej komedia z elementami groteski. Dużo w niej odniesień kulturowych. Pod
płaszczykiem lekkiej komedyjki starałam się przemycić treści głębsze. Mam
nadzieję, że się udało. Premiera zapowiadana jest na listopad tego roku.
Jak wygląda pani
zwykły dzień?
Od kilku lat zawodowo zajmuję się wyłącznie pisaniem. Oprócz
książek pisuję również artykuły do prasy. Wstaję więc rano, zazwyczaj z jednym
otwartym okiem robię sobie kawę i przez kilkadziesiąt minut usiłuję zmusić się
do pracy. Mam to szczęście, że synka do szkoły odwozi mąż, dlatego oszczędzone
jest mi (Bogu niech będą dzięki!) oglądanie bladych świtów. Jestem nocnym
markiem, lubię pisać w nocy, więc przed ósmą rano zazwyczaj nie działam, jak
należy. J
Zwłaszcza, że przez pół nocy odbywa się w naszej sypialni koci exodus. Koty nie
mogą się zdecydować: ej, chłopaki, wchodzimy czy wychodzimy? A ja co chwilę
otwieram im drzwi. Jeśli tego nie zrobię, ustawiają się po którejś stronie i
zaczynają zawodzić, tak nieszczęśliwe, jakby je ze skóry obdzierano. A drzwi
muszę zamykać, bo kota w sypialni jeszcze przeżyję, gorzej z psem, który przy
okazji również się ładuje, potwornie obrażony. Ciężkie jest życie
niekonsekwentnych i słabych charakterologicznie miłośników zwierząt. Czasami
nasz dom przypomina cyrk.
Czy zdradzi pani swoje plany wydawnicze na najbliższy
rok?
Jak już mówiłam, w listopadzie ukaże się książka „W zakątku
cmentarza, czyli koniec wieczności”. I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten rok.
Obecnie pracuję nad powieścią, której akcja toczy się we Lwowie w przededniu
drugiej wojny światowej. Bohaterkami są młode dziewczyny, tuż przed maturą,
którym w trzydziestym dziewiątym roku zawali się cały świat. Zależało mi, żeby
pokazać, jak bardzo ówczesna młodzież podobna była do dzisiejszej; że mieli
takie same marzenia, ambicje, plany i jak w jednej sekundzie wszystko to
obróciło się w pył. Drugim bohaterem jest Lwów, miasto Semper Fidelis, przed
wojną tak nowoczesne i przebojowe, że trudno w to dziś uwierzyć. Porównywane do
Wiednia i Paryża, skupiające „śmietankę” polskiego życia towarzyskiego,
naukowego i intelektualnego. Książka będzie nosiła tytuł „Pora westchnień. Pora
burz”. Myślę, że po tej krótkiej rekomendacji łatwo tytuł rozszyfrować.
- anetapzn.
Czy w którejś z
bohaterek Pani książek jest coś z Magdaleny Kawki?
Hmm… Pewnie w każdej. Ale też każda ma cechy, których ja nie
posiadam. Paradoksalnie, łatwiej się pisze o emocjach, których się nie
doświadczyło. Wtedy trzeba włączyć wyobraźnię, a wyłączyć własne uczucia. Być
może brzmi to trochę dziwnie, ale kiedy wyłączy się własne emocje – łatwiej uruchomić
rozum, a to bardzo pomaga przy pisaniu. Natchnienie bywa przereklamowane: gdy
się coś napisze, zanim pomyśli, to często się człowiek ociera się o grafomanię J
Na jakimś etapie najbliższa mi była bohaterka „Sztuki latania” – Zośka. Tak jak
ona, długo się w życiu miotałam. Niepewna własnych wyborów, szukająca igły w
stogu siana. To był męczący okres. Na szczęście mam go za sobą.
Jak kociara kociarę zapytam - które z Pani futer
najlepiej Panią manipuluje? A może koty tworzą w tym zakresie zgrany zespół?
Muszę się pilnować, bo o kotach mogłabym w nieskończoność .
Wszystkie manipulują, z tym że każdy używa innych metod. Znam je na pamięć, ale
też jest to jedyna manipulacja jakiej bez protestu się poddaję. Peggy zrzędzi i
płacze. Robi oczy, jak kot ze Shreka i dostaje wszystko, czego chce. Gucio jest
kotem dominującym, choć w rzeczywistości jest kotką, o czy dowiedzieliśmy się,
gdy pewnego dnia powiększyła się nam rodzina. Pinki gryzie mnie po nogach, gdy
nie może doprosić się uwagi i gdy zbyt szybko się poruszam, co ją niezmiernie
irytuje. Franciszka jest chuda jak patyk i namiętnie przynosi mi pod łóżko
wielkie, ohydne żaby. Może myśli, że ja to jadam? Za to kot zwany Henrykiem
jest stary, wyrozumiały i nie zadaje się z babami. Kocha nas bardzo, na dowód
tego przytargał kiedyś z pola zająca. Większego od niego samego. Schował za
pralką, a kiedy nikt się nie zainteresował – wtaszczył go do kuchni. Nawet nie
chcemy myśleć, co będzie następne… Dodam tylko, że mieszkamy przy lesie…
- Anne 18.
Będąc małą dziewczynką/ nastolatką marzyła Pani o tym
by zostać pisarką ?
Nie, bardziej od pisania zawsze lubiłam czytanie. Wolałam
zostać sławną aktorką, nauczycielką, ewentualnie archeologiem albo strażakiem.
Szeroki miałam wachlarz zainteresowań. Zawód pisarki jakoś mi nie zaświtał.
Czy jako uczennica
lubiła Pani pisać wypracowania , opowiada lub wiersze, czytać lektury?
Nie lubiłam, ale pisałam. Z tym
że tylko zadane. Przez jakiś czas prowadziłam pamiętnik. Mam go do dziś i za
każdym razem jak tylko sobie o tym przypomnę, to mam zamiar go spalić. Byłam
beznadziejnie naiwną i egzaltowaną nastolatką. Wiersze również pisałam, ale
zadziwiającym zbiegiem okoliczności zawsze były podobne do twórczości poetów,
którymi aktualnie się fascynowałam J Raz były w stylu Baczyńskiego, a raz, wypisz
wymaluj Apollinaire… Za to bardzo lubiłam czytać. Nie miało dla mnie większego
znaczenia – lektura czy nie. Zazwyczaj i tak byłam z lekturami do przodu, choć
nie miałam pojęcia, że to, co aktualnie czytam będzie lekturą za jakiś czas. Po
prostu systematycznie pochłaniałam wszystko, co było w biblioteczce rodziców i
dziadków oraz w bibliotece miejskiej. Uwielbiałam jej klimat: mieściła się w
starym zamku. Na ścianach wisiały kandelabry, stare obrazy, a w rogu straszył
wielki, okopcony kominek.
Proszę w kilku zdaniach opowiedzieć o
swojej twórczości tym , którzy jeszcze jej nie znają.
Nie lubię takich pytań, są trudne. Nie umiem opowiedzieć w
kilku zdaniach o czymś, co zajmuje mi pół roku, czasem rok, bo tyle trwa u mnie
napisanie książki. Staram się, by moje powieści nie były prostackie, w banalny
sposób grające na emocjach. Myślę, że skierowane są do czytelnika, który nie szuka
li tylko rozrywki, łatwych ekscytacji. Lubię otwarte zakończenia, chciałabym,
by po zamknięciu książki historia nadal toczyła się w głowie czytelnika. „Wyspa
z mgły i kamienia” nieco wyłamuje się z tej konwencji. To jedyna moja powieść
zakończona w dość oczywisty sposób, ale na tyle polubiłam główną bohaterkę, że
nie chciałam jej już bardziej życia komplikować J W moim odczuciu
najważniejszy w powieści jest klimat. Sama lubię czytać książki, które
pozwalają mi zapomnieć, że właśnie jestem w Poznaniu, a za chwilę moje dziecko
wróci ze szkoły. Takie, które zabierają mnie w wykreowany świat tak dalece, że
potem ze zdziwieniem patrzę na znajomy stół i na męża, który znienacka stanął w
drzwiach i pyta ze zdziwieniem: „A co ty masz takie nieobecne spojrzenie?”
Historia odgrywa rolę drugorzędną.
Jest Pani
absolwentką wydziału socjologii na UAM w Poznaniu . Czy pisząc w jakiś
sposób wykorzystuje Pani wiedzę zdobytą na studiach ?
Wykorzystuję
wiedzę, którą zdobyłam w życiu. Studia, to był fajny okres, ale wcale nie
jestem pewna, czy to właśnie wtedy najbardziej się rozwijałam. Mieliśmy
ciekawsze zajęcia J Oczywiście, że studia
uporządkowały mi pewne informacje, rozjaśniły horyzonty, ale czy się przydają
do pisania? Bywają przydatne, bo w razie potrzeby wiem, gdzie szukać
informacji, wiem, który socjolog specjalizował się w zagadnieniu, które akurat
jest mi potrzebne.
Jakiego rodzaju książki czyta Pani
na co dzień i dlaczego akurat takie?
Prościej będzie powiedzieć, jakich
książek nie lubię. W przewidywalny sposób grających na emocjach, obrażających
moją inteligencję i na dodatek beznadziejnie napisanych. Poza tym lubię czytać
wszystko. Gatunek nie ma znaczenia. Przyznaję, że większe szanse ma u mnie
klasyka. Lubię wracać do książek, w zależności od nastroju sięgać po te same
pozycje kilka razy. Ale lubię też powieści akcji, lubię Kinga i jego pokrętne,
ale wciągające psychologizowanie, daję się porwać współczesnym kryminałom (choć
prozy skandynawskiej mam obecnie przesyt). Lubię pamiętniki i biografie.
Ostatnio jestem pod wrażeniem książki Michaela Bar-Zohara i Nissima Mishala
„Mossad, najważniejsze misje izraelskich tajnych służb”. Początkowo podczytywałam
od niechcenia, podbierając ją mojemu mężowi, który nie przepada za
beletrystyką, a potem, ku własnemu zaskoczeniu, wpadłam z kretesem .
Czy jest jakiś gatunek literacki ,
którego Pani nie znosi ?
W zasadzie nie. Jeśli książka jest
dobrze napisana, jest w stanie mnie wciągnąć. Może nie darzę szczególną atencją
współczesnych romansów, których głównym tematem jest współczesny romans i nic
więcej. Pewnie zniosłabym nawet wampiry, gdyby nie były tak banalnie
przewidywalne. Swego czasu Bram Stoker wywarł na mnie wielkie wrażenie. No, ale
on był prekursorem, po nim to już kulturowe kalki. Lubię ciekawy kontekst, historyczne dekoracje
i owo nieuchwytne „coś”, co sprawia, że w nadprodukcji podobnych pozycji ta
jedna zapada w serce.
A taki w którym sama chciałaby się
Pani sprawdzić ?
Powieść obyczajowa z elementami
sensacji bądź kryminału chyba najbardziej mi odpowiada. Nie lubię w ten sposób
definiować swojego pisarstwa. Wystarczająco dociekliwi bywają w tej materii
wydawcy, który nie lubią mieszania stylów, bo trudno wtedy określić gatunek
powieści jednym, łatwym słowem: kryminał, obyczaj, horror. A tym samym trudno
zdefiniować potencjalnego odbiorcę. Ja nie lubię takiego formatowania. Najpierw
rodzi się historia; dojrzewa do wyklucia, a dopiero potem mogę myśleć czy
wyszedł kryminał z elementami obyczaju, czy odwrotnie.
Jak wygląda Pani miejsce pracy (
pracy nad książką oczywiście)?
Latem piszę na tarasie. Chłodno i w
cieniu. Trochę większego skupienia to wymaga, jednakże. A to ptaszek przeleci,
a to akurat kwitną oleandry i odciągają myśli w beztroskie, leniwe rejony. Wolę
pisać jesienią i zimą. Zawieja za oknem, a ja sobie błądzę po bezdrożach Krety
i wdycham zapach ziół.
Czy myślała Pani kiedyś o tym aby napisać
z kimś powieść? Jeśli tak to kto by to był?
Nie. Pisanie
to dla mnie czynność intymna. Moja i tylko moja. Ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Nie wydaje mi się, żebym mogła w tym zakresie tak ściśle z kimś
współpracować. Napisałam kiedyś jedną rzecz jako tzw. ghost rider i wyjmując
stronę finansową – było to nieprzyjemne doświadczenia. Osoba zamawiająca miała
określone wymogi dot. stylu, języka i treści, co oczywiste w takich
przedsięwzięciach, ale dla mnie dość niekomfortowe. Jestem niepoprawną, skrajną
indywidualistką.
Czy Pani zdaniem istnieje możliwość
aby powstała książka, która spodoba się wszystkim nawet najbardziej wybrednym
czytelnikom ?
Tu nie chodzi o wybredność. Jak może
istnieć cokolwiek, w jakiejkolwiek dziedzinie, co się wszystkim podoba? Owo
dążenie do unifikacji, przerażającego ujednolicenia dotyka także literaturę. To
wydawca próbuje trafić z powieścią do
Masowego czytelnika, ale pisarz szuka czytelnika Swojego. Takiego z podobną
wrażliwością, który zrozumie i poczuje świat, jaki powstał na kartkach książki.
Niemożliwe jest i nawet niepożądane, żeby podobnie odbierał go każdy. I to
dobrze, i tak ma być. Oczywiście, że w jakiś sposób dotyka mnie każda krytyka,
ale jeśli jednocześnie książka wzbudzi zachwyt kogoś innego, to znaczy, że
osiągnęłam cel: napisałam historię, w której ktoś mógł się przejrzeć. Moje
książki nie są dla wszystkich. Ściślej rzecz ujmując: nie ma książek dla
wszystkich.
Ile czasu
dziennie poświęca Pani na pisanie?
Nie ma
reguły. Czasem kilka godzin, a czasem nawet nie otwieram komputera. Historia i
tak cały czas dojrzewa w głowie. Chodzę z nią, śpię, karmię psa, prowadzę
samochód. Pewnego razu tak bardzo odpłynęłam, że wsiadłam do samochodu na
miejsce pasażera. Zdziwiona, że nie jedziemy, uświadomiłam sobie, że to ja mam
być kierowcą.
Jaki etap
tworzenia książki jest dla Pani najtrudniejszy ?
Gdy zbyt długo
pracuję nad jedną powieścią zaczynam być znużona. Bohaterami, historią. Zdarza
się, że wtedy trzeba odłożyć pisanie na miesiąc, dwa. Poczekać aż się zatęskni.
Wtedy można siadać do roboty ze świeżym zapałem.
Kto jest
pierwszym czytelnikiem/ recenzentem Pani
powieści ?
Pewnie nie
będę oryginalna: mój mąż. Choć muszę przyznać, że nie lubię pokazywać jej
nikomu w trakcie pisania. Nie wyobrażam sobie wystawiania na widok publiczny
niedopracowanego i nieskończonego dzieła, tylko po to, żeby np. ogłosić na
blogu konkurs na imię dla bohaterki, albo jej zawód. Szanuję czytelnika i chcę
dać mu gotowy produkt.
Skąd pomysł na napisanie poradnika
dla rodziców „ Przygody Kosmatka kilkulatka”?
Przez jakiś czas pisałam artykuły do magazynów dla rodziców
o tematyce wychowawczej. To było ciekawe doświadczenie, ale na dłuższą metę
dość nużące. Z każdym numerem dusiłam się coraz bardziej. Schemat i reguły w
jakich osadzone są artykuły w tego rodzaju prasie jest bardzo ściśle określony
i autor nie może sobie pozwolić na wiele, a już na pewno nie na przemycanie
treści niepopularnych, kontrowersyjnych albo niewspółgrających z linią
programową wydawnictwa. Gazety lansowały stereotyp mamy szczęśliwej,
zachwyconej każdą kupą dziecka i nawet jeśli czasami zmęczonej czy
przeżywającej właśnie baby blues, to jednak spełnionej. Trudno było mi
pogodzić się z tym, że o wszystkim trzeba pisać w przesłodzony sposób, mile
widziane były zdrobnienia, ton lekko protekcjonalny. Jakby kobieta w chwili
zostania matką traciła rozum i wymagała specjalnych środków wyrazu. Korzystając
z doświadczenia jakie zdobyłam podczas tej dziennikarskiej przygody napisałam
poradnik dla rodziców, którzy nie zawsze są zachwyceni własnym dzieckiem, i dla
mam, które pomimo piastowania uświęconej przez społeczeństwo roli matki w
dalszym ciągu mają ochotę na wyuzdany seks (nawet jeśli muszą zostawić dziecko
z opiekunką). A także dla takich kobiet, które świetnie spełniają się w roli
matki i mają w nosie wcześniejszą, rewelacyjnie zapowiadającą się karierę
(nawet jeśli dawni koledzy z pracy z politowaniem kręcą głowami i mówią, że w
życiu liczy się coś więcej niż tylko pieluchy i soczki). Kiedy go napisałam,
poczułam, że mój świat wrócił na właściwe tory. Można powiedzieć, że była to
swego rodzaju autoterapia - sama miałam wtedy małe dziecko.
Czy Julia , Anna i Ewa bohaterki książki „ Wyspa z mgły i
kamienia" mają swoje odpowiedniki w
rzeczywistości ? Kto lub co zainspirowało Panią do ich stworzenia?
Nie, to bohaterki mojej wyobraźni. Powstały z obserwacji,
podglądania, przysłuchiwania się rozmowom. To kobiety mijane na ulicy,
spotykane na imprezach, na wywiadówkach, w kinie. Mają cechy każdej z nas:
współczesnych kobiet, zbyt mocno uwikłanych w rzeczywistość. Czasem skrzeczącą .
Jak należy interpretować
okładkę najnowszej powieści Magdaleny Kawki ?
No cóż, tak właściwie jest to efekt
interpretacji wydawcy .Niewielki miałam wpływ na jej tworzenie.
Została Pani laureatką nagrody
głównej pierwszej edycji konkursu „ Piórem i pazurem” ? Co poza radością i satysfakcją dało to wyróżnienie?
Sam konkurs jest bardzo fajnym
przedsięwzięciem grupy cudownie zwariowanych pisarek Jest to młody festiwal literacki, w tym roku odbędzie
się dopiero drugi raz, więc i jego zasięg, póki co, niewielki. Znając jednak
zapał i przedsiębiorczość organizatorek jestem pewna, że będzie zataczał coraz
szersze kręgi. Dzięki nagrodzie miałam okazję spotkać się z czytelnikami, co
dało mi wielką satysfakcję. W jakimś sensie przyczynił się również do tego, że
w listopadzie stanie na półkach księgarskich pozycja „W zakątku cmentarza,
czyli koniec wieczności”.
Czy jest takie miejsce w Polsce lub
na świecie do , którego chętnie i często Pani powraca ?
Falasarna. Mała, kreteńska wioska,
której poświęciłam książkę „Wyspa z mgły i kamienia”. Tak naprawdę, to ona jest
główną bohaterką. Pierwszy raz w życiu napisałam książkę przede wszystkim dla
siebie, oczywiście z nadzieją, że czytelnik zechce razem ze mną zanurzyć się w
opowieści. Wracam tam, ilekroć mogę. Opowieść o grupie bogaczy, którzy
postanawiają zachować ten nietknięty jeszcze raj jest, rzecz jasna, wyssana z
palca, ale być może stanowi projekcję moich marzeń, że tak się kiedyś stanie J Czasem już nie wiem, która Falasarna jest prawdziwa:
ta na mapie, czy w mojej głowie. Ostatnio, gdy tam byłam zrobiło mi się żal, że
nie spotkam Giorgosa, że na półwyspie Rodopos nie ma żadnego domu, a Manoulamou
jest czymś zupełnie innym…
To właśnie miejsce o, którym mówi pisarka.
Jaką cechę
charakteru swoją lub nie ceni Pani najbardziej i dlaczego?
Najbardziej
cenię wytrwałość i systematyczność, ponieważ cierpię na ich permanentny
deficyt, co bardzo utrudnia zawód pisarza .
Mam nadzieję , że dzięki temu wywiadowi poznaliście autorkę trochę bliżej.
Na koniec dziękuję moim czytelniczkom za ciekawe pytania a Pani Magdalenie za bardzo interesujące i wyczerpujące odpowiedzi.
Interesujący wywiad. Dziękuję również autorce za udzielenie odpowiedzi na moje pytania.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad:)
OdpowiedzUsuńDzięki za przybliżenie mi osoby autorki. To bardzo pozytywna osoba.
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie ten wywiad ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z wielką przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńWspaniały wywiad i dał mi bardzo dużo do myślenia :)
OdpowiedzUsuń