Każdy mól książkowy po przeczytaniu jakieś powieści czasem mimowolnie zastanawia się jak wyglądałaby ta opowieść w wersji filmowej , kto mógłby zagrać główną postać itd. Twórcy filmowi wychodzą więc na przeciw oczekiwaniom czytelników i coraz częściej przenoszą historię opowiedzianą w książce na szklany ekran. W ostatnim czasie jest chyba jakaś moda " na ekranizacje. Do kin trafia mnóstwo produkcji powstałych właśnie na podstawie dzieła literackiego. Swoich filmowych odpowiedników doczekały się książki zaliczane do klasyki literatury, ale też powieści obyczajowe, przygodowe romanse czy fantastyka. Niektóre filmy są lepsze drugie gorsze to naturalne, ale moim zdaniem niektórych powieści nie powinno się przenosić na ekran , ponieważ tracą one swój naturalny urok. Ciężko mi wskazać jakiś konkretny tytuł jednak mimo wszystko coś w tym jest. Niekiedy mamy do czynienia z sytuacją odwrotną - film przebija książkę. Trzeba pamiętać , że powieść zawsze jest tylko podstawą do napisania takiego czy innego scenariusza. Adaptacja filmowa to nie odtworzenie ani streszczenie utworu . Reżyser też ma swoją wizję, pomysły , które chce wykorzystać . Nigdy żaden film nie będzie taki jak jego papierowy pierwowzór.
Najbardziej we wszelkich ekranizacjach denerwuje mnie fakt , że twórcy filmowi zmieniają zakończenie powieści lub pomijają ważne sceny. Oczywiście rozumiem , że nie da się w trakcie filmu, który trwa przeważnie od 90- 140 minut( choć zdarzają się dłuższe) pokazać wszystkiego. Mimo to powinno się pamiętać , że osoby , które płacą za bilet chcą zobaczyć kluczowe momenty utworu i spodziewają się zakończenia , które wcześniej przeczytali. Wiem też, że autorzy danej pozycji literackiej mają niewielki wpływ na dobór obsady czy kształt scenariusza , ale dziwi mnie iż zgadzają się na tak znaczne zmiany w fabule. Skoro o aktorach mowa to muszę przyznać , że w większości przypadków są oni dobrze dobrani i wykonują swoją pracę tak jak powinni. Jednak zdarzają się wyjątki , kiedy aktorka kompletnie nie pasuje do roli , którą jej powierzono i potem widać to podczas oglądania. Przykład ? Sarah Michelle Gellar, która zagrała Weronikę tytułową bohaterkę powieści Paulo Coelho wypadła w filmie dość blado. Zaznaczam , że jest to moje subiektywne zdanie.
Dość narzekania czas poszukać pozytywów. Pierwszy jest taki , że czytelnik wybierając się do kina może jeszcze raz " przeżyć" czytaną wcześniej historię. Dostaje szansę aby ponownie wkroczyć do wykreowanego przez autora świata i " spotkać się" z ulubionymi bohaterami. Znów patrzy na tę opowieść wzrusza się , kibicuje postaciom ocenia je pozytywnie lub negatywnie. Druga sprawa to pewien powiew świeżości. Wszystkie osoby , które pracują przy realizacji danego filmu dodają do niego coś od siebie. Największy udział mają aktorzy ale swoje robią też scenarzysta , reżyser i cała grupa ludzi , których nie widać na ekranie Oni wszyscy patrzą na tę historię trochę inaczej niż autor dokładają kawałeczek własnej interpretacji. Pokazują na swój własny sposób to co pisarz przedstawił w książce. Nikt nie stara się na siłę przebić oryginału bo jest on jeden i niepowtarzalny. Ludzie oglądający ekranizację widzą nie tylko wcześniej czytaną opowieść , ale też sposób w jaki aktorzy wyrażają emocje ich charyzmę oraz możliwości. Patrzą czy obsada jest odpowiednio dobrana i jak wywiązuje się ze swojego zadania. Widzowie oceniają również kostiumy aktorów ich charakteryzację, scenografię i to czy nie zmieniono kolejności wydarzeń. Gdy oglądamy ekranizację jakiegoś horroru czy powieści fantastycznej ważne są dla nas także efekty specjalne, które niejako dopełniają całość. Niezwykle istotna jest również muzyka. Melodie, które słyszymy w tle muszą współgrać z tym jaką scenę aktualnie widać na ekranie. Utwory , które pojawiają się w filmach niejednokrotnie zostają nagrane specjalnie na tę "okazję" . Muszą więc być na tyle dobre i dopracowane aby widz po skończonym seansie nadal je nucił i pamiętał. Większość piosenek filmowych właśnie taka jest ma charakterystyczną melodię mało skomplikowany tekst i to coś co trudno nazwać a co przykuwa uwagę słuchacza. Dlatego utwory te pozostają w pamięci oglądających nawet wtedy gdy film już nie jest wyświetlany w kinie. Przy ekranizacji książek ważne jest również to aby mówiąc kolokwialnie nie przekombinować . Każda " część" ekranizacji powinna być dopieszczona , ale zbyt duża ilość tak zwanych fajerwerków też nie jest niczym dobrym. Przerost formy nad treścią to jedna z największych wad adaptacji filmowych. Gdy się chce pokazać zbyt wiele można zapłacić za to wysoką cenę- czyli zostać dość mocno skrytykowanym przez osoby, które zdecydowały się daną produkcję obejrzeć .
Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak ekranizacja idealna , ponieważ każdemu podoba się coś innego. Nawet przy tworzeniu rankingów najlepszych filmów powstałych na podstawie książek jeden jako kryterium przyjmuje grę aktorską a drugi skupia się na tym w jakim stopniu film jest podobny do czytanej przez niego powieści itd. Zanim oddam Wam głos i będę czytać jaki jest Wasz stosunek do ekranizacji i czy choć w małym stopniu zgadzacie się z tym co napisałam powyżej dodam jeszcze tylko jedno zdanie. Lepiej przed obejrzeniem filmu przeczytać powieść a nie odwrotnie. Wtedy będziecie mieli jakiś punkt odniesienia , ale też okazję do ciekawych dyskusji. Zawsze po obejrzeniu adaptacji przez jakiś czas wszyscy zastanawiają się co jest lepsze książka w wersji papierowej czy jej kinowy odpowiednik.
Miało być jedno a wyszło jeszcze kilka zdań no cóż trudno.
Nie cierpię kiedy scenarzyści zmieniają zakończenie...Klasycznym przykładem zepsucia filmowego zakończenia jest dla mnie "Bez mojej zgody" na podstawie powieści Jodi Picoult.
OdpowiedzUsuńWolę najpierw przeczytać książę, ale niestety co raz częściej zdarza mi się wcześniej obejrzeć film.
To był pierwszy film o, którym pomyślałam pisząc na ten temat.
UsuńEkranizacja "Weroniki..." w ogóle była do kitu. ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lepiej jest przeczytać książkę przed seansem. A dzisiaj zastanawiałam się nad tym, czy lepiej, gdy ekranizacja jest wierna pierwowzorowi czy nie i doszłam do wniosku, że w przypadku ukochanych książek, wolę gdy jest wierna. A gdy książka nie należy do moich ulubionych, to czasami cieszą mnie niektóre zmiany, bo wprowadzają element zaskoczenia do fabuły, którą już znam.
To prawda, że ciężko trafić w idealną ekranizację. Ja jednak znalazłam parę, chociażby ,,Zielona mila'' , czy ,,Cmętaż zwierząt'', ale to tylko sporadyczne wyjątki. Też mnie denerwuje fakt, że często twórcy filmowi zmieniają jakieś sceny lub dodają coś od siebie, co nie było w powieści.
OdpowiedzUsuńWiesz jeśli nie przesadzają z tym to jest ok . Gorzej gdy np połowa scen jest takich, których nie było w książce.
UsuńLubię ekranizacje z powodu, który wymieniłaś- spotkanie z bardziej "żywymi" bohaterami ;) cóż, kiedy pomyśleć o tych ekranizacjach do kitu, to nasuwa mi się skojarzenie z kolejnymi częściami "Zmierzchu"... cóż, cudów tam nie było, a książki przecież były o wiele ciekawsze.
OdpowiedzUsuńEkranizacje lubię, ale tylko te wierne książkowym odpowiednikom:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zawsze staram się najpierw czytać książkę, później oglądać film stworzony na jej podstawie. Przyznaję, że zwykle to co na ekranie niestety nie dorównuje słowu pisanemu. Ma swoje zalety, to prawda, ale najczęścien budzi rozczarowanie. Jednym z wyjątków (o czym zresztą wspomniała już cyrysia) jest dla mnie "Zielona mila" - w tym przypadku i książka i film podobały mi się równie mocno.
OdpowiedzUsuńOglądanie filmu przed książką bywa moim zdaniem ze szkodą dla książki, gdyż niejednokrotnie adaptacje bywają bardzo dowolne, a ponieważ ukierunkowane są na happy end, pod widza, więc bywa, że książkę odbiera się pod kątem filmu, gdy powinno byc odwrotnie.
OdpowiedzUsuńPrzykładem tego jest choćby Malowany welon, który dobrze, że wpierw czytałam nim obejrzałam film.)